- Przy twoich wiecznych spóźnieniach to nic dziwnego... - podjęłam rozluźniającą rozmowę, gdy nagle przerwał mi dochodzący z salonu głos Michała.
- Kto przyszedł?
- To do ciebie. - rzuciłam, poganiając wzrokiem Bontje. Chciałam, żeby jego pojawienie się było odpowiedzią na to pytanie.
- O tej porze? - pojękuje Misiek, nagle pojawiając się w korytarzu. Zamurowało go, gdy zauważył schylającą się pod drzwiami burzę siwych włosów, która pośpiesznie walczyła z poplątanymi sznurówkami. Zauważyłam jego zmieszanie, ale jeszcze bardziej rzuciło mi się w oczy jego narastające zdenerwowanie.
- Teraz kochanie nie powiesz mi, że nikomu z drużyny na tobie nie zależy... - uśmiecham się do Miśka serdecznie, mając nadzieję, że uda mi się go uspokoić.
- Jeszcze jego mi tu brakowało... - syczy pogardliwie, co nie uszło uwadze Roba.
- Przepraszam, że niepokoję o tej porze... - odpowiedział skrępowany, tym bardziej, że nie zrozumiał ani jednego słowa wypowiedzianego przez nas po polsku. Słusznie jednak wyczuł, że nasza sprzeczka dotyczy jego osoby - ...chciałem tylko wyjaśnić na spokojnie dzisiejsze zajście.
- Co tu jest do wyjaśniania? - Michał ledwo powstrzymuje się od wybuchu gniewu, panicznie zaciskając usta.
- Kubiak! - krzyknęłam, przywołując go do porządku - Przypomnę ci, że przed chwilą miałeś do niego żal, że wszystko zostawił bez komentarza. Chyba to, że sam z siebie zdecydował się wytłumaczyć całą sprawę świadczy o jego dobrych intencjach, prawda? - warknęłam niepozornie, co rusz zerkając w stronę Roba - Daj mu szansę...
Misiek przytaknął bezgłośnie na moje prośby, pewnym ruchem podając Robowi dłoń na powitanie. Nadal było w tym trochę goryczy, jednak pojawiła się jakaś nadzieja na nawiązanie dialogu.
- To może przejdźmy do salonu. - uśmiecham się do obu panów, grzecznie wskazując im drogę. Kubiak w dalszym ciągu nie odrzucał od siebie arogancji, odwracając się na pięcie i bez słowa zostawiając nas samych. Smutny uśmiech, który zagościł na ustach Roba w tym momencie rozdrabniał me serce na kawałeczki. Poklepałam go tylko krzepiąco po ramieniu, prowadząc pod rękę na jedną z salonowych sof.
- Siadaj Robuś i opowiadaj. - puściłam mu oczko, usadawiając się po turecku obok Kubiego. Wolałam być w pogotowiu, gdyby nagle przyszło mu do głowy rzucać się na niewinnego Bontje.
- No cóż... - zawiesił głos, zbierając się w sobie - ...chciałem pogadać o dzisiejszej sytuacji. Mam nadzieję, że jednak zechcesz o tym porozmawiać? - spojrzał troskliwie na Michała, który natychmiastowo uciekł od niego wzrokiem. Na jego szczeniackie gesty zareagowałam kuksańcem w bok. Chciałam zmotywować go do odpowiedzi, tym bardziej, że była ona jasna i oczywista. Nie rozumiałam tylko dlaczego nie chciała przejść Michałowi przez gardło.
- Spoko, rozmawiajmy. - Misiek wzdrygnął ramionami, ostentacyjnie manifestując swoją złość.
- Dziękuję, że się zgodziłeś. - Rob nie odpuszczał spokojnego tonu, który wydawał się najodpowiedniejszym w tym momencie - Wiem, że w dzisiejszej nieprzyjemnej akcji jest trochę winy zarówno ze strony Martino, który za bardzo brnie w te medialne wojenki z Naranją, jak i mojej...
- Sprawę Martino pomińmy, ok? - przerywa rozgoryczony Misiek.
- Rozumiem, zagrał wam na nerwach... - Bontje zacisnął usta, skupiając całą swoją uwagę na lekko drżących dłoniach - ...ale nie tylko wam. Przecież każdy z osobna: Łasko, Wojtaszek, Malina, Patryk... Z resztą większość drużyny zdeklarowała się stanąć po twojej stronie, gdyby szefostwo miało jakieś wątpliwości co do pozostawienia cię w Jastrzębskim Węglu. - słowa te sprawiły, że Misiek poderwał do góry głowę, spoglądając na Roba z niedowierzaniem - Nie zauważyłeś, że tego włoskiego ignoranta nie interesuje gra w siatkówkę? Podczas, gdy my zostawiamy całe swoje serce na parkiecie i walczymy o to, by dalej móc reprezentować JW, on rozpowiada w swojej małej grupce wzajemnej adoracji, że ma w dupie, czy będzie dalej z nami grał, czy nie. On chce wrócić do Włoch, bo ma dość Polaków, on chce grać w plażówkę, bo hala nie daje mu tego, co piasek, słońce i gra tylko i wyłącznie pod siebie. Dalej myślicie, że ta cała szopka z jego odejściem jest przez was? - w tym momencie spojrzał w moją stronę wprawiając mnie w osłupienie - Jasnym jest, że nadepnęliście mu na odcisk. Zarówno Misiek tym pobiciem, jak i ty odrzuconymi zalotami. Proszę was! Jego ego zostało zadeptane przez o głowę mniejszego, wiele bardziej wątłego chłopaczka i śliczną gwiazdeczkę, która swego czasu trochę się pogubiła i pozornie była dosyć łatwym kąskiem. Czy może być coś gorszego od przegranej w obu przypadkach? Czy to nie okazja, żeby się zemścić podrzucając skłócające was plotki?
- Skąd pewność, że to nie jest moja wina? - mówię ledwo słyszalnie, dalej nie mogąc wyjść z podziwu co do jego informacji.
- Zanim jeszcze pojawiłaś się na jego drodze, udzielił wywiadu jednemu z portali. Tam też mówił o chęci powrotu do Włoch. Można było wyczytać między wierszami, że ten sezon jest jego ostatnim tutaj.
- Jebany pozer...
- Dokładnie! - przyklasnął Bontje Kubiakowi, troszeczkę się pobudzając - Chciał skorzystać z okazji, żeby się odgryźć i jak widać udało mu się to. Myślę, że nie ma sensu z nim o tym rozmawiać. Trzeba uciąć temat lub najzwyczajniej w świecie znaleźć inne wyjście z tej sytuacji...
- Już znalazłyśmy wyjście z Dominiką... W najbliższym czasie będzie toczyła się przeciwko niemu sprawa. - wtrąciłam nieśmiało, szybko wzdrygając ramionami.
- I bardzo dobrze! Może to nauczy go pokory! - z każdym kolejnym słowem uśmiech Roba powiększał się. Z minuty na minutę wracał do nas ten wielki wesołek, który swoją otwartością potrafił poruszyć serce każdego, o dziwo nawet niezłomnego Michała. - A jeśli chodzi o mnie... - dodał, pocierając dłonie - Wiedz, że niczego nie mam ci za złe. Ta nagroda należała się faktycznie tobie, nie mnie. Nie wiem, czy wiesz, ale po tym incydencie poszedłem do tych "wspierających" mnie gwizdem kibiców. - Rob dalej mówił jak nakręcony - Wcale nie dlatego, że chciałem im podziękować za wsparcie.
- Rozmawiałeś z nimi?! - jęknął zdziwiony Kubiak, który coraz bardziej zdawał się studzić negatywne emocje.
- Tak. Nie oszczędziłem im słowa krytyki. Zachowali się karygodnie w stosunku do ciebie. Przecież jesteś nasz! - zareagował żywiołowo - Nagroda padła naszym łupem! Wcale nie byłem urażony twoim sukcesem, a wręcz przeciwnie, cieszyłem się. Dlatego nie potrafię zrozumieć tych kibiców. Jak można siać nienawiść w swoim kręgu?!
- Witamy w Polsce.- mruczy Kubiak, delikatnie wykrzywiając swoje usta. A Rob? Cóż, ta holenderska machina już na dobre rozkręciła swoją gadkę.
- Oj tam, od razu robisz z tego wielką narodową skazę... - wywrócił oczami, uśmiechając się szeroko - Macie pojedyncze wady, tak jak i my, Holendrzy. W moim kraju mówią o was różnie, mimo wszystko uwielbiam Polskę. Moja rodzina się tu zaklimatyzowała, jest mi tu dobrze. Dlatego nie rozumiem tego Włocha...
- Wiesz co? - Michał wszedł mu w słowo, przezornie ograniczając wielkie gadulstwo holendra. Po raz pierwszy podczas tej rozmowy uśmiechnął się (choć nie wiem, czy drgnięcie jednego kącika ust można uznać za uśmiech) i z wielką skruchą wypisaną w oczach westchnął cicho. - Dzięki, stary.
- Za co? - rozczarowany Rob zmarszczył zawadiacko brwi.
- Za to, że przyjechałeś, pogadałeś... Za wszystko.
- Gdyby nie ty, ta ofiara miała już zamiar rezygnować z gry w Jastrzębskim. - dokończyłam za Michała, wywracając oczami.
- Dalej mam taką chęć. - rzucił oschle, mocno zaciskając usta.
- Nawet się nie wygłupiaj! - jęknął Bontje - Jak to sobie wyobrażasz?! Kto będzie nas motywował? Kto będzie klął na potęgę na przeciwnika, rozluźniając tym samym przedmeczową atmosferę?
- Ostatni argument mnie powalił! - prychnęłam na myśl o rozbrajającym wszystkich charakterku Miśka.
- Ale tak jest! - odpowiedział tym samym Bontje, od razu zwracając się do Michała - Nie wyobrażam sobie tej drużyny bez ciebie, no...
- Kibice sobie wyobrażają. - dalej głosił swoje wyssane z palca teorie, choć coraz mniej przekonująco.
- Już nie... - mrugnął okiem Rob - Z resztą jak jutro zdobędziemy brąz to zmienisz zdanie. Będą cieszyć się razem z tobą.
- Cieszę się, że macie wielkie ambicje, ale jeżeli chcecie wygrać to musicie się wyspać. - przerwałam dyskusje spoglądając na zegarek. Było grubo po pierwszej w nocy - Nie widzę waszej jutrzejszej pobudki.
- Już uciekam! - Rob uniósł ręce w pokojowym geście, uśmiechając się do mnie perliście. Dla pewności sam sprawdził godzinę, złapał się za głowę i pędem pognał w stronę przedpokoju. Na jego paniczne gesty odpowiedzieliśmy jedynie wymowną wymianą spojrzeń.
- A, jeszcze jedno! - krzyknął, niemal przyprawiając mnie o zawał serca - Ostatni raz apeluję, panie Kubiak: masz spiąć poślady. Bez ciebie nie gramy!
- Jasne... - prychnął Misiek, wstając z kanapy. Na odchodne rozczochrał moje włosy i ciągnąc mnie za rękę pokierował stronę drzwi. Tam przyszedł czas na pożegnanie naszego gościa.
- Robuś, masz dar przekonywania. - rzuciłam mu się na szyję, radośnie klepiąc go po plechach.
- Ekhem... - usłyszałam chrząknięcie za swoimi plecami.
- Bez elementów zazdrości proszę! - zareagował Bontje, paradoksalnie przyciskając mnie jeszcze mocniej do siebie - Ja mam żonę, która uwielbia jej piosenki i dwójkę dzieci, które są wpatrzone w ciocię Naranję jak w obrazek. To tylko przejaw sympatii, którym się od nich zaraziłem!
- Coś jeszcze masz na swoje usprawiedliwienie? - syknął Michał, podpierając ręce o biodra.
- Nic nie wymyślaj, tylko uciekaj. Widzę, że nic do niego teraz nie przemówi. - dźgnęłam wielkoluda w ramie, odsuwając go od siebie.
- Racja, chce żyć... - prycha, posyłając Kubiakowi uśmiech - Nie obrażaj się, Michale. Co jak co, ale waszej relacji nie potrafiłbym zburzyć. Od początku wiedziałem, że coś was ze sobą łączy... I wierzyłem, że połączy!
- A ja się z tego kiedyś śmiałam... - westchnęłam, szczelnie obejmując Michała w pasie.
- Robuś zawsze wie lepiej, pamiętajcie! - poruszył wesoło brwiami, przekraczając próg mieszkania - Do jutra, gołąbeczki!
- Na razie. - rzuciliśmy w raz, po czym Kubiak zamknął za nim drzwi. Ledwo przekręcił w nich zamek, a już rzucił się na mnie z pretensjami.
- Rozmawialiście o nas?! - jęknął, wywołując u mnie wybuch niepohamowanego śmiechu.
- Tak. - odpowiedziałam, mrużąc podstępnie oczy - Wspominał coś o twoim zainteresowaniu mną...
- Jaka szuja! - ryknął, udając zdenerwowanego - To miało nie wyjść poza naszą szatnię, do czasu, aż nie wezmę się do roboty!
- Do roboty? - powtórzyłam za nim, unosząc jedną brew do góry - To brzmi trochę dziwnie... Domagam się wyjaśnień!
- Zaraz ci wyjaśnię... - mruknął, prowadząc mnie za rękę w stronę sypialni. Po raz kolejny wybuchnęłam śmiechem, wyczuwając jego intencje.
- Patusia, śpisz? - wyszeptał leżący obok mnie Michał, który, jak się okazało, również oddał się chwili refleksji.
- Nie śpię... - mruczę, automatycznie odwracając się w jego stronę.
- Myślałaś kiedyś o dzieciach? - zapytał cicho, podpierając swoją głowę o założone z tyłu ręce.
- To znaczy? - zająknęłam się. W życiu nie pomyślałabym, że po tylu trudnych sprawach znalazł jeszcze chwilę dla takich przemyśleń.
- To znaczy o ślicznych, inteligentnych, utalentowanych małych kopiach... - uśmiechnął się cicho, jedną ręką przyciągając mnie do siebie - ...nas?
- Skąd to pytanie? - opieram się o jego klatkę piersiową, spoglądając w górę na jego twarz.
- Bliźniaki Roba mnie zainspirowały. Poza tym gdzieś czytałem, że maleje nam przyrost naturalny. - prychnął, całując mnie w czoło - To jak było?
- Szczerze mówiąc... O naszych jeszcze nie. - odpowiedziałam zawstydzona, choć nie wiem, czy miałam powody do skrępowania. Nigdy nie przyszło nam o tym rozmawiać, a odkąd tylko pamiętam, nie chciałam zbyt szybko zamykać się w czterech ścianach całkowicie poświęcając się rodzinie. Na takie rzeczy przyjdzie jeszcze czas. Poza tym: ja, Kubiak i dzieci? Pierwsza myśl: totalna masakra! - Ale zawsze marzyłam o tym, żeby mieć dwójkę, tak klasycznie: chłopczyka i dziewczynkę. - odpowiedziałam po chwili namysłu - Marzyło mi się, żeby móc stroić swoją córeczkę i żeby podziwiać, jak mój mąż bawi się z synkiem na placu zabaw. Obraz ganiającego za piłką, roześmianego malca i podążającego za nim ojca zawsze mnie potwornie mnie rozczulał.
- Hmmm... - zamruczał Michał, łaskocząc mnie po karku - Córka byłaby śliczna jak mamusia. Jestem na tak!
- A synek przystojny po tatusiu... - odpowiedziałam równie radośnie, jeszcze mocniej wtulając się w Kubiaka - Zawsze chciałam mieć szczęśliwy dom, zupełnie inny niż ten w którym żyłam przed rozpoczęciem kariery... Zrobię wszystko, żeby uchronić nasze maleństwa przed takimi problemami. - głośno przełykam ślinę, gdy do mojej głowy wpadają kolejne zgorzkniałe myśli - W dalszym ciągu marzę o życiu bez ingerencji innych ludzi... W naszym wypadku to ciężka sprawa. Choć... Może nie do końca w twoim, bo dziennikarze nie zawsze wchodzą z buciorami w życie sportowców. W moim przypadku to niestety nieuniknione. - delikatnie przygryzam wargę, całkowicie odchodząc od pierwotnego tematu - Misiek, nie chcę, żebyś miał mi coś za złe. Wiem jak nie znosisz oczerniania, które w show biznesie jest na porządku dziennym. Nie chcę cię przez to stracić...
- Nigdy mnie nie stracisz. Zawsze będę przy tobie... - odpowiada spokojnie, głaszcząc mnie po plecach. Takiego zapewnienia było mi trzeba. - Przy tobie, no i naszych dwóch szkrabach.
- Też chciałeś dwójkę? - pytam przez śmiech. Akurat zebrało mu się na niepozorne łaskotki.
- Chciałem więcej... - westchnął zawiedziony - Ale nie będę cię do niczego zmuszał.
- Ile chciałeś?
- Nie wiem... - mamrocze pod nosem - Nie chcę cię przerazić.
- Mów... - wywracam oczami, podnosząc się na łokciu - ...no, ile?
- Jak nasz prezydent, piątkę.
- Słucham?! - odpowiadam z niedowierzaniem, uderzając go małą poduszką, którą miałam pod ręką - Zniszczysz mi figurę!
- Wiedz, że będę cię kochał nawet z boczkami. - odpowiada kąśliwie, klepiąc mnie po ramieniu.
- Ale ja nie chcę boczków!
- Nie przejmuj się na zapas. Znam na nie sposób. - odpowiada niskim głosem i delikatnie kładąc mnie na plecach, siada na mnie okrakiem - Jest taka jedna czynność, po której żadnego tłuszczyku nie uświadczysz...
- Zejdź ze mnie. - syczę, gdy zaczyna blokować rękami moje ruchy.
- Przy tym spala się najwięcej kalorii... - mruczy zadowolony, całując mnie po szyi - To bardzo przyjemna aktywność fizyczna.
- Zostaw mnie, idziemy spać. - odpowiadam, próbując za wszelką cenę wyrwać się z tego uścisku.
- Oooo, nie! - pojękuje, delikatnie szczypiąc mnie w brzuch - Czyżbym zauważył tu jakąś małą fałdkę?
- Kurwa, Kubiak, grabisz sobie! - osłupiałam, słysząc jego nie do końca poważną uwagę dotyczącą mojego wyglądu.
- To jak, spalamy? - pyta z nadzieją, puszczając wolno moje dłonie.
- Spierdalaj. - rzucam obrażona, spychając go z siebie - I zapamiętaj, że żadnej kobiety nie przekonasz do seksu uświadamianiem jej o miejscach porośniętych tłuszczykiem. Co jak co, ale już same dobrze wiemy, co gdzie mamy za dużo!
- Dobrze. - odpowiedział na siłę okazując skruchę, co jeszcze bardziej mnie podirytowało.
- W ogóle, co ja mówię! - warczę, odwracając się do niego plecami - Przecież to logiczne, że ty żadnej innej kobiety masz nie przekonywać do seksu!
- Nie będę.
- "Nie będę", pewnie... - wywracam oczami, wtulając się w poduszkę - Przecież ty masz tyle ładnych fanek... Jezu!
- No fakt, mam...
- Masz nawet nie patrzeć w ich stronę! - odwracam się przezornie, żeby sprawdzić jego reakcję. Wtedy mały uśmieszek zagościł na jego twarzy.
- Nie popatrzę.
- Dlaczego ty tak irytująco odpowiadasz na mój lament?! - uderzam go poduszką, prychając na siłę. Wiedziałam, że się ze mną droczy.
- Czekam, aż stwierdzisz, że musimy to zrobić, bo inaczej polecę do innej.
- Cwane... - odpowiadam ironicznie, o chwili pytając całkiem poważnie - A polecisz?
- Zastanówmy się...
- Menda! - wchodzę mu w słowo, obijając jego klatę pięściami - ...obrzydliwa, wredna, wścibska i złośliwa menda. - kwituję to delikatnym muśnięciem jego policzka, szybko odwracając sie plecami - A teraz do spania! Jak będzie brąz to dostaniesz to, czegoś chciał! Dobranoc!
Następnego dnia, od samego rana było wielkie zamieszanie. Najpierw zaspany Kubi siłą wypchnął mnie z łóżka, bo "musiałam mu pomóc się ogarnąć", później, po spakowaniu, zjedzeniu śniadanka i nerwowemu pożegnaniu, bo już był spóźniony na rozruch, dotarła do mnie Dominika, która była w równie złym nastroju. W zasadzie... To nic nowego. Wyżaliła się, zajadając podrzuconym przeze mnie musli na ostudzenie emocji, jak to Łasko raczył obudzić ją "strzelającymi" szufladami w komodzie. O ile ja jeszcze przeżyję tego typu szybkie pobudki, tak ona nigdy nie darowała nikomu zbyt wczesnego przerywania jej snu. Pamiętam jeszcze czasy czy to z zielonych szkół, czy wspólnego mieszkania, kiedy to przechodząc na paluszkach obok drzwi jej pokoju strużki potu oblewały me plecy w obawie przed "pobudkową awanturą", którą mogłaby mnie uraczyć. Tym bardziej teraz, kiedy jej humorek od tygodni nie dopisuje, we własnym domu czułam się jak w klatce lwa. Nie pozostawiła mi innego wyjścia, jak puszczenie jednej z wielu naszych ulubionych komedii, co ostatecznie pozwoliło jej się rozchmurzyć. Później już tylko rozwaliłyśmy koło siebie stertę kosmetyków, powoli szykując się na na podbój jastrzębskiej hali.
- Musisz tak skakać po kanałach? - rzuciłam podirytowana, gdy po raz setny przeglądała te same programy w telewizji.
- Nie muszę. - wywróciła oczami, zatrzymując się na jednej ze stacji, gdzie właśnie leciał jeden z plotkarskich programików.
- No nie... - wzdycham ciężko spoglądając na zmorę każdego celebryty - Przełącz to gówno.
- Dlaczego? - odpowiada denerwująco - To bardzo ważne źródło informacji dla managerów mojego pokroju. Muszę wiedzieć jak, gdzie i dlaczego cie obsmarowali.
- Umiesz mnie pocieszyć... - krzywię się do własnego odbicia w lustrze, wklepując krem nawilżający - Może jeszcze po jakąś gazetkę ci skoczyć? Jak czerpać informacje, to z wielu "wiarygodnych" źródeł.
- Świeży "Fakcik" by się przydał. - rzuciła całkiem poważnie, przez co zgromiłam ją wzrokiem.
- Moja droga... - pomachałam w jej stronę palcem - Zacznij kierować się złotą zasadą, że "mniej wiesz, dłużej żyjesz".
- Nie żartuj! Dzięki takim źródełkom ludzie wiedzą, że się nie poddajesz! - zmarszczyła brwi - Wiedzą, że będziesz walczyć o swoje dobre imię, że pracujesz nad nową płytą, zaostrzając im tym samym apetyt...
- Wiedzą też, że nie segreguję śmieci, bo przyłapało mnie na tym kilku paparazzi, że pojawiła mi się zmarszczka mimiczna na czole, czyli za dużo się denerwuję, czyli "analogicznie" źle mi w związku z Kubiakiem, albo że mój dres rozciągnął się po wielu praniach. - rzuciłam niezadowolona - O wiele bardziej zapadły ludziom w pamięć moje teoretyczne romanse, niż walka o swoje prawa... Niestety. - dodaję.
- Jeszcze zobaczysz, że nie tylko!
- Ciekawe... - mruczę pod nosem, gdy w tej samej chwili przyjaciółka zrywa się z miejsca, biegnąc po pozostawiony w kuchni, dzwoniący telefon. Jak szybko zniknęła, tak szybko się przy mnie pojawiła, dając jakieś dziwne znaki podczas prowadzonej rozmowy.
- Halo? Tak, Dominika Trela przy telefonie. - popatrzyła na mnie przerażona, robiąc duże oczy ze zdziwienia - Tak, poznaję panią. - po tych słowach otworzyła paszczę, po raz kolejny wyrażając swoje zdumienie - Przepraszam, że przerywam, ale może pani chwileczkę zaczekać? - przytaknęła na jej odpowiedź, zakrywając dłonią słuchawkę - No to teraz posłuchaj, co potrafią media... - puściła mi oczko włączając zestaw głośnomówiący - Mogłaby pani powtórzyć?
- Oczywiście. - odpowiada znajomy, kobiecy głos - Dzwonię z wytwórni nagraniowej, z którą zerwała pani ostatnio kontrakt. Przeanalizowaliśmy sprawę pani Patrycji Majewskiej i chcielibyśmy pójść na ugodę...
Cały dzień nie mogłam wyjść z podziwu. Cały dzień zastanawiałam się, jak to możliwe, że chcą ponownie nawiązać ze mną współpracę.
Po raz setny poruszyłam ten temat, jadąc w stronę hali. Widziałam, że od czasu tej rozmowy poddenerwowanie Dominiki stale rośnie. Obawiała się zapewne o naszą współpracę i o nasze dotychczasowe poświęcenie, które mogło pójść na marne.
- Nie wierzę. No po prostu kurwa nie wierzę. - skwitowałam swoje przemyślenia.
- Dowiedzieli się, że walczysz o swoje i postanowili kontynuować kontrakt. - wzdrygnęła ramionami przyjaciółka, skupiając swą uwagę na drodze - Nic w tym dziwnego. Teraz nie powiesz mi, że media nie posiadają innej mocy, poza mocą oczerniania.
- Powiem tylko tyle, że mam do ciebie żal o to, że powiedziałaś im, że przemyślimy tę sprawę...
- Dlaczego? - wtrąca niepewnie - Może to jest bardziej korzystna opcja? Trzeba wszystko przekalkulować.
- Ale nie ma się nad czym zastanawiać!
- Jest nad czym... - przyjaciółka nie ustępowała, choć nie była zbyt pewna tego, co mówi - Albo wracasz do wytwórni, przy której masz gwarancje rozwoju, albo wybierasz niepewny biznes z moim udziałem, na którym możesz wyjść jak Zabłocki na mydle. Rachunek jest chyba prosty.
- Ale nie wchodzi się dwa razy do tej samej, mętnej rzeki. - rzucam stanowczo, zauważając zdziwienie na twarzy Dominiki - Wtedy byłam uwiązana, a teraz poczułam swobodę, której oni mi nie dawali. Z resztą: zainwestowałam w to razem z tobą. Raz się żyje!
- Nie rób nic ze względu na mnie... - syczy nieprzyjemnie, coraz bardziej się denerwując - Nie chcę, żebyś się nade mną litowała!
- Litowała? Oszalałaś?! - krzyczę podirytowana jej tonem, w jednej chwili zerkając na jezdnie - Kuźwa, uważaj, masz czerwone światło!
Usłyszałam tylko potężny pisk opon. Dziewczyna szybko nacisnęła hamulec, w ostatniej chwili zatrzymując się przed przechodzącymi przez jezdnię ludźmi. Z przyspieszonym oddechem przyglądałam się przerażonym przechodniom, którzy w szybkim tempie zaczęli opuszczać skrzyżowanie. Nie wiem skąd ta dekoncentracja ze strony Dominiki, ale zachowała się co najmniej nieodpowiedzialnie. Już szykowałam dla niej kolejną dawkę solidnej reprymendy, gdy przywróciły mnie na ziemię jej delikatne pojękiwania.
- Nosz kurwa! - uderzyła pięścią o kierownice, po chwili chwytając się za brzuch jak w amoku.
- Wszystko w porządku? - pobladłam z przerażenia, widząc jej wielki grymas na twarzy. Niemal zwinęła się w kłębek, a po jej policzkach popłynęły łzy.
- W porządku... - wymruczała ciężko oddychając i opierając głowę o zagłówek - Zamienimy się miejscami? Chyba już nie dam rady prowadzić.
- Jasne, wysiadaj, póki mamy czerwone. - odpowiedziałam przerażona, szybko pomagając jej przejść na drugą stronę, następnie zajmując miejsce kierowcy - Na pewno wszystko ok?
- Tak, jedź. - odpowiedziała przez zęby, a ja mimo jej sprzeciwu zjechałam na pobocze - Patka, to z nerwów, nie przejmuj się. Jedź na halę. - uśmiechnęła się na siłę widząc moje troskliwe spojrzenie - Przejdzie mi.
- Z nerwów człowiek nie zwija się z bólu przy każdym ruchu... - chwyciłam ją za rękę, jednocześnie wystukując numer alarmowy - Nic nie mów, tylko oddychaj spokojnie. Zaraz będzie po wszystkim.
Karetka przyjechała dosyć szybko, tak samo jak szybka była decyzja ratowników, by skierować się do szpitala. Nie miałam pojęcia co się dzieje, ale nie wyglądało to zbyt dobrze. Domi nigdy nie miała większych problemów ze zdrowiem, dlatego jej nagłe osłabienie totalnie zwaliło mnie z nóg.
- Może to woreczek żółciowy? - mruczę nerwowo, spacerując po jednej ze szpitalnych sal. W tym samym czasie wyraźnie rozbawiona moim monologiem pielęgniarka podłączała Dominikę pod kroplówkę.
- Patka...
- Nic nie mów! - przerywam Dominice, wczuwając się w szukanie przyczyny niczym rasowy lekarz - Czasem zdarzają się problemy ze ślepą kiszką. Kurde... - zająknęłam się pod wpływem swej diagnozy - Wtedy idzie się bezwzględnie na stół operacyjny!
- Nie panikuj, tylko jedź do chłopaków... - wywróciła oczami przyjaciółka, cicho dziękując kobiecie w białym kitlu za pomoc w problematycznym poprawieniu swej pozycji na łóżku. Leżała podpięta do kroplówki, minimalizując swoje ruchy. Nie miała na nie siły, ból był zbyt wielki.
- Przecież cię nie zostawię.
- Jedź i godnie mnie reprezentuj. - puściła mi wymuszone oczko, kładąc dłoń na podbrzuszu - Znając życie wyniki będą nie prędzej, niż pod koniec pięciosetowego meczu. Zdążysz mnie jeszcze odebrać.
- Nie chcę...
- Jedź. - weszła mi w słowo, chwytając za rękę - Bo się obrażę.
- Ostatnio potrafisz się tylko obrażać. - droczę się, głaszcząc jej zewnętrzną stronę dłoni.
- Mam powód! - wytyka mi język - Jak pojawisz się na hali, to nie będą się stresowali, że nas nie ma. Znikaj!
- Ale jak zawiozą mi cię na stół operacyjny? - posmutniałam, cicho pociągając nosem.
- Nie zabiorą, wiem co mówię... - odpowiedziała spokojnie - Nie przejmuj się mną, idź.
- Ok... - odpowiadam niezbyt przekonana, zabierając ze sobą torebkę i kluczyki od samochodu dziewczyny. Przy samych drzwiach zatrzymał mnie jej cichy głosik.
- Patka... Jakby chłopcy wygrali to nie mów Miśkowi przed ceremonią, że coś mi się stało. Nie chcę go denerwować.
Przytaknęłam bezgłośnie, machając jej ręką na pożegnanie. Pora nie była późna, nie spodziewałam się, że dotrę do hali już na końcówkę spotkania.
Na tablicy widniał wynik 2:0, a chłopakom z Jastrzębia pozostało jedynie kilka punktów do upragnionego zwycięstwa w trzecim secie. Usiadłam niepozornie na swoim miejscu, powoli rozgrzewając gardło przed dopingiem. Po raz kolejny wielka wrzawa pozwoliła mi zapomnieć o problemach. Jak porządna dawka środków odurzających oderwała mnie od rzeczywistości, przynosząc przy tym odrobinę radości. Ostatnie akcje chłopaków przyprawiły mnie o szybsze bicie serca. Ostatni zdobyty przez Jastrzębian punkt sprawił, że nie potrafiłam posiąść się z radości. Nie wierzyłam, że udało im się tak szybko dopiąć swego. Spełniło się ich marzenie i moje marzenie - widok ukochanego mężczyzny dumnego z osiągniętego celu, był najpiękniejszym widokiem, jaki kiedykolwiek przyszło mi podziwiać. Dekoracja brązowych medalistów, a przede wszystkim obrazek z udziałem uradowanego Bontje u boku Miśka okropnie mnie wzruszył. Biłam brawo, krzyczałam, cieszyłam się. Nie wiem nawet kiedy, w natłoku radości zauważyłam, jak pojawiły się koło mnie dwa robowe bliźniaki, ciągnące za rękę swoją mamusię. Ucałowałam je serdecznie i przybiłam każdemu piątkę, po chwili przedstawiając się uprzejmie uroczej blondynce, która okazała się być żoną przyjaznego holendra. Żałuję, ze dopiero pod koniec sezonu przyszło nam się poznać. Nie wiedziałyśmy co mówić. Po prostu objęłyśmy się radośnie, gratulując sobie sukcesu. Wszystko działo się tak szybko...
Nawet nie wiedziałam kiedy zakończyła się ta podniosła uroczystość. Nawet nie zauważyłam, jak Michał pojawił się przy mnie i podczas namiętnego pocałunku niepozornie powiesił na mej szyi swój brązowy krążek. Podziwiałam go jak zaczarowana, mocno wtulając się w tors ukochanego. Przy okazji gratulowałam każdemu napotkanemu pomarańczowemu chłopakowi niewątpliwie wielkiego sukcesu. Nawet nie zadrżała mi ręka, gdy przyszła kolej Matteo. Mocno uścisnęłam jego prawicę, nie stroniąc od uprzejmego uśmiechu. Jedno wydarzenie sprawiło, że choć na chwilę zapomniałam o złości do niego, o kontaktach z innymi siatkarzami, tymi mniej i bardziej intensywnymi, które mogły nie dopuścić do tej chwili radości. Mogę śmiało stwierdzić, że to zwycięstwo było uwieńczeniem mojego małego sukcesu. Miłości, która pozwoli pokonać każdy problem - zarówno mój, jak i Michała.
- Patryś, gdzie się podziała Dominika? - usłyszałam zatroskany głos Łasko, momentalnie trzeźwiejąc.
- Właśnie... - zająknęłam się, spoglądając na niego niepewnie - Musimy szybko jechać do szpitala.
- Jak to?! - krzyknął przerażony, groźnie ściągając brwi.
- Coś się stało? - dopytał zdziwiony Kubiak, delikatnie gładząc mnie dłonią po biodrze.
- Jest na badaniach, źle się poczuła. - próbowałam rozładować napiętą atmosferę - To nic groźnego. Prawdopodobnie jakieś problemy z układem trawiennym... Jak tylko się przebierzecie pojedziemy do niej i wszystkiego się dowiemy.
Łasko nie odpowiedział na to ani słowem, niemo przytakując i jak w hipnozie kierując się w stronę szatni. Nie wiedziałam, czy jest na mnie zły, czy po prostu boi się o swoją przyszłą narzeczoną, nie mniej sytuacja ta nieco mnie skrępowała. Nie musiałam nawet pospieszać Kubiaka, na którego moje błagalne spojrzenie zadziałało błyskawicznie - podążył za przyjacielem, kierując go później na umówione pod halą miejsce.
Within Temptation - Overcome
W szpitalu byliśmy po upływie pół godziny. Nie nadążałam za wielkimi krokami Łasko, dlatego instruowałam go za plecami, którędy i do której sali musi zmierzać. Gdy w końcu dotarliśmy na właściwe piętro, przy samych drzwiach przezorny Kubiak zatrzymał mnie przy sobie, dając narzeczonym choć chwilę czasu w samotności. Stojąc w progu, kątem oka zauważyłam, jak Dominika nie zmieniła swojego położenia, nieco jednak nabierając już rumieńców.- Domi... - wymruczał z ulgą Łasko, rzucając się jej na szyję - Co się stało?
- Zaraz przyjdzie lekarz i wszystko będzie jasne. - pogładziła go czule po głowie, delikatnie muskając jego szyję - Spokojnie kochanie, będę żyła.
- Nawet nie wiesz, jakiego napędziłaś mi stracha. - uśmiechnął się do niej ciepło, przysiadając się na łóżku.
- Też się przeraziłam. - przełknęła panicznie ślinę, ciężko wzdychając - Tym bardziej, że ostatnio zrobiłam sobie test i musisz o czymś wiedzieć...
- Dobry wieczór. - przerwał lekarz, który minął nas w drzwiach. Wtedy już odważyliśmy się wejść do środka. - Mam rozumieć, że wszyscy państwo są rodziną pani Treli?
- Tak, jak najbardziej. - odpowiedziałam pewnie, chwytając Kubiego pod rękę. Czułam się jak na odczytaniu jakiegoś mało korzystnego wyroku. Niemniej uśmiech Michała pozwalał mi zachować pewność, że to nic poważnego.
- W takim razie przekażę wszystkim państwu informację o wynikach... - przytaknął, zaglądając na trzymaną w ręku teczkę - Jedyne, co z całą stanowczością mogę teraz powiedzieć to to, że ciąża na ten moment już nie jest zagrożona.
- Ciąża? - jęknęłam zdziwiona, omiatając wzrokiem twarz stojącego obok mnie Michała. Ten przytaknął, jakby wiedział już wcześniej o tym wydarzeniu.
- Tak, ciąża mnoga... - mruknął lekarz, z uśmiechem spoglądając spod okularów na Dominikę - Rozumiem, że jeszcze się pani nie pochwaliła?
- Nie wszystkim. - ucięła dziewczyna, szybko przerywając krępującą ciszę - Proszę mówić dalej.
- Nie ukrywam, że jest to bardzo skomplikowana sprawa. Na tę chwile opanowaliśmy sytuację, ale takie komplikacje mogą się powtórzyć. Zalecałbym unikania sytuacji stresowych i dużej ilości ruchu oraz zastosowanie odpowiedniej diety. Za tydzień ponownie skontrolujemy pani stan, ale gdyby do tego czasu pojawiły się choćby najmniejsze bóle, proszę o niezwłoczne pojawienie się w szpitalu. Tę noc może już pani spędzić w domu. Nazajutrz jednak proszę skierować się do pani lekarza prowadzącego.
- Jesteś w ciąży? - wyszeptał w półuśmiechu Łasko, na co Dominika delikatnie przytaknęła głową. Nie powiedziała nic, nabrała jedynie dwukrotnie większych rumieńców, niż do tej pory.
- To ja już może państwa zostawię. W razie pytań jestem w gabinecie 202. - widząc nasze zdumienie, mężczyzna w niebieskim kitlu wycofał się ku wyjściu - Pani pielęgniarka za chwilę uwolni panią od kroplówki.
Wszyscy byli w totalnym szoku. Nikt nie wiedział, co powiedzieć w tym momencie, bo najzwyczajniej w świecie zabrakło nam słów do opisania swojej radości. Podziwialiśmy tylko jak rozczulony Łasko zaczął gładzic po policzku swoją ukochaną, głęboko oddychając. Jak zaczarowany wpatrywał się w jej ukochane, brązowe oczy, w których zaczęły zbierać się łzy.
- Będziemy mieli małego łaskosia?
- Misiek... - prychnęła przez łzy, pociągając nosem - Ile razy można powtarzać? Tak, jestem w ciąży.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę... - wyszeptał, obejmując ją jak najdelikatniejszą istotę na ziemi. Mocno zamykając swoje równie załzawione oczy próbował ukryć ten jakże nietypowy dla niego objaw radości - Dzięki tobie moje największe marzenia się spełniają. Nic piękniejszego nie mogłaś mi ofiarować. Kocham cię.
Sama się wzruszyłam. Scena, jak z tandetnego romansidła wydusiła ze mnie kolejne dzisiejszego dnia słone krople radości, które leniwie opadały po moim policzku. Wtuliłam się w bok swojego ukochanego, upajając się widokiem dwójki przyjaciół, którym życie sprawiło wielką, ale jakże piękną niespodziankę. Nie mogłam pojąc, jak ten czas potrafi szybko lecieć. Jeszcze nie tak dawno niezależna dziewczyna, która stroniła od związków zatraciła się w miłości, ciesząc się z jej największego owocu - nowego życia. Przecież chwilę przed tym pamiętnym meczem, na którym poznałyśmy obu Michałów, rozmawiałyśmy o kłopotliwych związkach i bezsensownych zobowiązaniach i ograniczeniach z nimi związanych. Jeszcze nie tak dawno taka sytuacja była nie do pomyślenia...
- No i wyprzedzili nas z tym dzieciakiem... - westchnęłam żartobliwie, próbując zatuszować łzy wzruszenia.
- E, e, e! My też musimy się postarać. - wyszeptał Michał, mocniej przyciskając mnie do siebie.
- Kiedyś się postaramy... - otarłam słone krople, podnosząc głowę i szukając jego niebieskich oczu - Póki co: co za dużo to nie zdrowo.
- Oj tam, nic się nie stanie, jak powspieramy ten nasz marny przyrost naturalny...
- A ten dalej swoje! - prychnęłam, czując jak Misiek musnął mnie czubkiem nosa w ramach odpowiedzi. Nagle błoga chwila spokoju została drastycznie przerwana przez świeżo mianowanego tatusia.
- Ej! Wujek i ciocia! - poruszył nas już nieco mniej sentymentalny Łasko - Nie główcie się teraz nad jastrzębskim baby boom`em, a nad godnym uczceniem naszych dwóch małych zwycięstw: dziecka i brązu!
- Kochanie... - nieśmiało wtrąciła Dominika, chwytając dłoń ukochanego, która znajdowała się na jej brzuchu - Trzech zwycięstw.
- Jak to trzech?
- "Ciąża mnoga" głuptasie... - powtórzyła słowa lekarza - To pewnie bliźniaki...
- Żeby tylko bliźniaki. - poruszałam wymownie brwiami, na co Kubiak po chwili zastanowienia uniósł się ironicznie.
- Kurwa no, bez przesady! - opuścił bezwładnie ręce w geście niemocy - Kolejnych dwóch małych Łasków to za dużo na ten świat!
Witam po kolejnej, miesięcznej przerwie :)
Mam nadzieję, że długość i przebieg rozdziału zrekompensował moją nieobecność :)
Niestety, jak nie szereg "zawodowych", to prywatnych spraw skutecznie pozbawia mnie całości wolnego czasu. Podziało się tak, że czemuś/komuś innemu muszę poświęcać go ostatnio znacznie więcej, a stare sprawy 'politologiczne' przybrały jeszcze większego tempa :))
O Naranji i przede wszystkim O WAS ciągle myślę, czasami wręcz serce mi się kraję, że nie mogę
przejrzeć Waszych nowych i starych blogów. Zaniedbałam to totalnie i przyznaję się bez bicia :(
Mam nadzieję, że jest jeszcze ktoś, kogo losy Naranji w dalszym ciągu interesują. Obiecuję, że nie zostawię tej historii bez zakończenia. :)
Pozdrawiam i zachęcam do kontaktu poprzez:
| Ask | GG: 48241341 | Siedem dni między nami było... | Twitter |
Oooooo jak suodko :3 jak zwykle świetnie ;) Mój blog http://odkryte-tajemnice.blogspot.com/2013/11/prolog_1.html?m=0 taki tam rozgrzewkowy prolog :D
OdpowiedzUsuńoj no w końcu się doczekałam nowego rozdziału :D świetny i będą małe Łaski, a teraz czekam na małe Kubiaczki:D czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńUroczo, tak słodko, o jejku! Mega się cieszę, będą łaskosie! ♥
OdpowiedzUsuńCudnie,cudnie,cudnie! <3
OdpowiedzUsuńawwwww, ależ się słodko zrobiło!:3 ciesze się że jesteś, i choć po długiej przerwie, ja zawsze będę mimo wszystko :)
OdpowiedzUsuńJest tak słodko, przepięknie, że aż serce mocniej bije. Dobrze że z Bontje sobie wszystko wyjaśnili, i jest wszystko dobrze pomiędzy nimi, a Martino w końcu oberwie za swoje.. Swoją drogą wg. mnie Naranja nie powinna wiązać umowy z wytwórnią ponownie, jak to dobrze ujęła: lepiej się do tej samej rzeki nie pakować, i popieram to w 100%!
W życiu trzeba ryzykować, i nawet jeśli by coś nie wyszło, to próbowało się, i już.
Następna sprawa: Dominiczka i Misiu! Ah, nawet nie wiesz jak się cieszę mocno że będą małe Łaskosie, so sweet wręcz. *-* Mimo wszystko milutka niespodzianka, i już nie mogę się wręcz doczekać aż się urodzą!:3
Oczywiście też nie pogardziłabym u Naranji i Misia nr 2 (cudownie ujęłam) bo ten drugi zaczął jakoś naciskać ostatnio, ale ona nieugięta, chociaż może mają czas, ale powinni pogadać, żeby to nie skończylo się jakąś kłótnią jak będzie ciągnąc ten temat. :) 3maj się, powodzenia na studiach, buziaczki :*
długo nie czytałam Twojego opowiadania, ale wreszcie znalazłam dla niego czas. wybacz, że tak krótko, ale nie mam pojęcia jak skomentować ten rozdział. jestem pod wrażeniem: to opowiadanie czyta się jak książkę!
OdpowiedzUsuńKooocham twojego bloga <3
OdpowiedzUsuńŁiii Małe Łaski <3
Zapraszam do mnie :)
http://zawsze-jestem-blisko.blogspot.com/2013/11/rozdzia-7.html :)
No to się porobiło..drużyna się powiększa i znamy odpowiedź na dziwne zachowanie Domi. Ogólnie tak wszystko się fajnie układa. Dobrze, że Misiek się podniósł ale jak ma się tak wspaniałe osoby to nie mogło być inaczej:)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
niedostepni-dla-siebie.blogspot.com
Łaaasko i Dominika rodzicami <33
OdpowiedzUsuńJezu jak sie cieszę!
To był genilany rozdział,muszę Ci to przyznać!
Złoto,bliżniaki,szczęśliwe zakończenie <3
Czytając epilog będę płakać z radości,że tak wszystko się dobrze ułożyło i płakać ze smutku,że to koniec.
Jestem tu i będę,mimo,że sama zawieszam swoją działaność :(
Pozdrawiam Cię serdecznie i całuję,moją kochaną bloggerkę <3
świetne, zresztą jak zawsze ;* !
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na nokaut dziesiąty :)
OdpowiedzUsuńhttp://znokautowane-uczucia.blogspot.com/
Czytamy, czytamy spokojnie. Nie mogłam się doczekać tego rozdiału codziennie tu wchodziłam. Teraz czekam na następny :p
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam całe Twoje opowiadanie i jestem zachwycona! Pomimo długości nie żałuję czasu poświęconego na nadrobienie zaległości :) mój ulubiony Kubiak, Naranja, która niesamowicie polubiłem i cała ta historia
OdpowiedzUsuń- taka naturalna, a jednocześnie zaskakująca pobili moje serce :) pozwolę sobie dodać do obserwowanych i będę śledzić na bieżąco
No to fajnie się porobiło :D
OdpowiedzUsuńDwa dni temu dorwałam się do Twojego opowiadania i oświadczam: Przeczytałam całe. Jestem zachwycona!
OdpowiedzUsuńKiedy coś nowego?:)))
Serdecznie zapraszam na nokaut jedenasty :)
OdpowiedzUsuńhttp://znokautowane-uczucia.blogspot.com/
Mam taki mały przedświąteczny prezencik :D
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do Liebster Award! Mam nadzieję, że przyjmiesz moją nominację i odpowiesz na moje pytania!
Więcej tutaj : http://rychu-zbychu-and-krzychu-company.blogspot.com/p/blog-page_10.html
Pozdrawiam serdecznie, miliB
Ps. Zapraszam na nowy rozdział ;]
Heeej;)
OdpowiedzUsuńKiedy coś nowego się tutaj pojawi? Wiesz, minął już dobry miesiąc...nie chcę naciskać, ale czekam niecierpliwie, zresztą-na pewno nie tylko ja:)
Pozdrawiam:))
ojjjj ja też !! czekam z utęsknieniem ! życzę weny na nowy rozdział
UsuńPozdrawiam ;)
No no no troche się porobiło. Ale wychodzi na plus. Łasko tatusieem <33 sooł sweet :*
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę dalszych epizodów się doczekaaać . !
Zapraszam na 15
http://lovevolleyballintheleadrolewithyou.blogspot.com/2013/12/rozdzia-15.html
Buziaki, Asiaa :**
Tęsknimy :C
OdpowiedzUsuńKieeedy coś nowego?:((((
OdpowiedzUsuńKiedy cos nowego?;(
OdpowiedzUsuńdoczekamy się w końcu nowego rozdziału? :(
OdpowiedzUsuńKiedy będzie coś nowego bo ja tu czekam i nie mogę się doczekać :( :(
OdpowiedzUsuńHeeej,jest tam ktoś ? ;D
OdpowiedzUsuńCzekamy ! :)
kiedy coś nowego !? ;( tęsknimy ;(
OdpowiedzUsuń3 miesiące, dość sporo:(
OdpowiedzUsuńwracaj do nas, tęsknimy...chociaż z jakimś krótkim powiadomieniiem:(
jeeest tam kto ? ;D
OdpowiedzUsuńxd
OdpowiedzUsuńBardzo fajny blog i opowiadanie :) Zapraszam do siebie:
OdpowiedzUsuńhttp://siatkowka-jest-sportem-wyjatkowym.blogspot.com/
ejejej... kiedy będzie kolejny rozdział... a najlepiej to może by tak z 6 rozdziałów? ;)
OdpowiedzUsuńPS Kocham twoją twórczość! <3