O blogu.

Co to za historia?

Jest to opowieść o młodej artystce (przez większość ludzi znanej jako Naranja), która w jednym z programów telewizyjnych poznaje Michała Kubiaka. Wraz z tym wydarzeniem zaczyna się jej walka z przeszłością, chęć zapomnienia o nieszczęśliwej miłości i szalona przygoda z siatkówką... A raczej, mówiąc dosadnie - z licznymi siatkarzami.

Początkowo obcy dla niej świat sportu dzięki kontaktowi z Kubiakiem zaczyna niebezpiecznie porywać ją w wir dosyć nieprzemyślanych kontaktów. Przysporzą jej one niemałe problemy.

Krótko mówiąc "Naranja. Jak zakochałam się w siatkówce." to zabawa w poszukiwanie miłości, która tak naprawdę cały czas jest tuż obok i walka o przyjaźń, w której nigdy nie należy się poddawać.

Poznaj opinie o Naranji u dołu strony i oceń sama! :)

15 lutego 2013

Rozdział 2 - Mecz "ostatniej szansy".

          W końcu wróciłam do domu, było grubo po północy. Cóż za latanina! Od wczesnego ranka - od studia telewizyjnego do studia nagraniowego... Chociaż tyle, że udało mi się załatwić parę spraw związanych z współpracą z jednym z zagranicznych zespołów - moje najskrytsze marzenia nagrania wspólnego kawałka z Sharon den Adel w końcu się ziściły! Cóż z tego, skoro dalej czułam się źle. Co chwilę przypominałam sobie o tej zaległej sprawie z nowo poznanym kolegą – siatkarzem.

Nie wywiązałam się z umowy z Michałem. Telefon przepadł. Co tam telefon! Straciłam do niego numer. O kontakt przez Internet pewnie będzie ciężko. Takich Michałów może być multum. Jak nie prawdziwych, to fałszywych. Co ja mogę zrobić? - w głowie pustka. 

- Z drugiej strony -  zaczęłam głośno myśleć - odbiło mi?! Czemu przejmuję się utratą kontaktu z człowiekiem, którego w ogóle nie znam? Po co mi to? Przecież i tak pewnie nie będę miała czasu się spotkać. Nie no, ja może i znajdę czas, ale on? Ciągłe treningi jak na sportowca przystało... Nie, na pewno nie dałby rady. Ale... po co w takim razie prosił o numer? Cholera, nawet nie mam punktu zaczepienia! - usiadłam na swoim łóżku mocno ściskając w ręku koszulkę Miśka - Pat, przestań o nim myśleć! - skarciłam się, szepcząc od nosem. Wtem do pokoju weszła moja siostra, Angelika. Ona to ma wyczucie czasu. Do tego wyostrzony słuch do takich spraw. Na jednym wdechu zasypała mnie pytaniami.
- O kim myśleć? Masz chłopaka? Oooooo, koszulka Jastrzębskiego, skąd masz?! Przecież Ty się nie interesujesz siatkówką. Na mecz idziesz, czy jak? – mimo złości jedno wypowiedziane przez nią słowo powstrzymało mnie od wybuchu gniewu. Olśniło mnie.

Mecz! Ona jest genialna! Tam może uda mi się go złapać!

- Właśnie, młoda! Ty razem z Dominiką trochę interesujecie się siatkówką. Kojarzysz ten klub?
- A Ty go nie kojarzysz? Sorry siostra, ale w tym momencie nie przyznaję się do ciebie - skrzywiła się i niczym w jakimś marnym serialu brazylijskim z manierą próbowała wyjść razem z koszulką z pokoju. Bezskutecznie - przytrzymałam ją za rękę.
- Pomyślałam, ze fajnie byłoby wybrać się na jakiś mecz. Taki mały prezent na Twoją osiemnastkę. No, ale nie będzie niespodzianki, skoro już mnie przyłapałaś...
- Czekaj, czekaj. Chcesz powiedzieć, że to było... dla mnie?
- Jak najbardziej - uśmiechnęłam się ochoczo.
- Ale... ale z meczu Resovii ucieszyłabym się bardziej... - jej mina jeszcze bardziej zrzedła.
- Nie doceniasz mnie! Właśnie, że pojedziemy na mecz Resovii. Resovii i... - odchyliłam koszulkę, którą trzymała w rękach, żeby dojrzeć nazwę klubu - i Jastrzębskiego Węgla.
Oniemiała. Patrząc w jej oczy można było wyczuć tę radość, jaka przepełniała ją od środka. Rzuciła mi się w ramiona, obściskując za wszystkie czasy.

Cholera, jeden głupi mecz i tyle radości? Spoko...

- W takim razie podziękuj Dominice, że załatwiła nam bilety, bo nie wierzę, że zrobiłaś to sama. A! I kup mi koszulkę Igły, mendo - z uradowaniem pocałowała mnie w policzek i w podskokach wybiegła z pokoju.
- Ja Ci dam "mendo"! Do spania, gówniarzu! - rzuciłam poduszką w jej kierunku, lecz tylko odbiła się od drzwi. Zdążyła uciec.

Świetnie wybrnęłam z tej sytuacji. Jestem demonem zła i ucieleśnieniem przebiegłości, ale... jakiej Igły do cholery?!

Nie bardzo byłam zorientowana w ksywkach siatkarzy. Z początku pomyślałam, że to jakiś kolejny nieznany mi klub, czy też marka. Tak to jest, gdy nie ‘siedzi się’ w takich rzeczach.
             Teraz czas wrobić w to Dominikę, moją przyjaciółkę jeszcze z czasów liceum. Całe szczęście, że ciągle mam z nią kontakt. Jest takim moim dobrym duszkiem, moim małym managerem - pomaga mi wymyślać teledyski, tematy piosenek, nawet zaprojektowała mi okładkę płyty. Artystyczna dusza! Nie bez powodu studiuje historię sztuki. Do tego jest wielką fanką siatkówki. Jest genialna... I po raz kolejny uratuje mi tyłek – ona wie, jak i gdzie załatwić bilety. Napisałam do niej sms`a z krótkim opisem sytuacji. Po paru sekundach oddzwoniła. Nie dziwiło mnie to, że odezwała się o tak późnej porze. Prowadzi ona bowiem nocny tryb życia. Żeby nie powiedzieć, że klubowy. Taki swego rodzaju ‘wieczny melanż’.
- Moja droga! Rychło w czas się orientujesz. Nie wiem, czy jeszcze będą bilety, ale zrobię co w mojej mocy. Co cie tak na siatkówkę wzięło? Nie poznaję cię – powiedziała z niedowierzaniem.
- Skomplikowana historia... Jak Ci opowiem, co się podziało to mnie wyśmiejesz – mój głos zmarkotniał.
- Jak możesz tak mówić, czy ja kiedykolwiek Cię wyśmiałam?!
Miała rację, jej mogłam mówić wszystko bez skrępowania. Zatem opowiedziałam ze szczegółami o historii z programem, o tym jak poznałam Michała, co o nim myślę. Tę ostatnią kwestę referowałam dość powściągliwie, bez szczegółów. Na koniec jednak wypaliłam z czymś, co nawet mnie samą zdziwiło, a co pozwoliło Dominice zrozumieć, że coś jest na rzeczy:
- Bardzo mi się spodobał...
- Uuuu, strzała amora przebiła Cię na wskroś. Bardzo dobrze, odpoczniesz od tego poprzedniego pacana! Szykuj kasę, tankuj furę, jedziemy na mecz! - powiedziała to w tak radosnym tonie, że miałam ochotę zerwać się ze swojego łóżka i jechać tam choćby zaraz.
- Trochę mi wstyd tam się pojawić. Kompletnie się na tym nie znam. Ok, w siatkówkę grałam dosyć często, ale gdzie mi tam do profesjonalnych rozgrywek. Nie mam o niczym pojęcia...
- Żaden problem! Wiele wiedzieć nie musisz, przecież Ty tylko kibicujesz. Wiesz jak zrobimy? Przyjadę do Ciebie jutro i z wszystkim cię zapoznam. A i jeszcze jedno! Obiecaj mi, że poznasz mnie z Michałem Łasko...albo chociaż do graczy Sovii mnie zaprowadzisz. Jak nie to nici z biletów!
- Kimkolwiek on jest i cokolwiek ta Sovia znaczy - zrobię to. - poszłam w ciemno na ten układ. Pojawiła się nadzieja, że znów złapię kontakt z Miśkiem.
         „Z Miśkiem”, jak to ładnie brzmi. To zabawne, że już zaczęłam na niego mówić "Misiek". Niby to zdrobnienie imienia, ale jakby nie patrzeć to też pieszczotliwy zwrot do ukochanej osoby.

Kiedyś tak mówiłam do mojego byłego...

 Znów posmutniałam. Wszystkie radosne myśli trafił szlag. Jedynym ratunkiem w takiej chwili jest głośna, dobra muzyka. Ze słuchawkami w uszach i po długich nocnych rozmyślaniach, zasnęłam.

          Nazajutrz wpadła Dominika. Oczywiście z hukiem, jak to w jej zwyczaju bywało. Przyniosła laptopa, śniadanie dla nas obu, wino, które jeszcze przed rozpoczęciem mojej kariery lubiłyśmy wypić w domowym zaciszu i przede wszystkim pozytywne nastawienie.
- Spokojnie, widywałam Cię już bez makijażu, więc nie chowaj się pod kołdrą! Czas na lekcje z siatkówki! - krzyczała.
- Jaką lekcję?- nie bardzo rozumiałam jak to miało wyglądać.
- Oto największa baza siatkarskich informacji - wskazała na swój przenośny komputer -Teraz będziemy oglądać filmiki z wyjazdów reprezentacyjnych, żeby przedstawić ci czołowych graczy. Na wieczór zostawimy sobie drużyny w których grają - mówiła ochoczo Dominika. Z początku nie byłam zbyt pozytywnie nastawiona. Po co mam oglądać jakieś nudne filmiki? Co to ma do Michała, czy chociażby do poznania siatkówki?
Nawet nie wiedziałam, w jakim byłam błędzie.
            Oglądałyśmy "Igłą szyte". Zabawne, nie myślałam, że ludzie z reprezentacji mogą być, aż tak wyluzowani. Zaskoczyli mnie. Powoli zaczynałam rozumieć tę ich - Dominiki i Angeliki - fascynację siatkarzami. Jaka była moja radość, gdy widziałam na tych filmikach Michała! Chyba wtedy zrozumiałam, że coś do niego czuje. Jeszcze nie wiedziałam co. Czy to zauroczenie, czy zwykłe przyjazne nastawienie, czy jakieś ‘macierzyńskie instynkty’ wynikające z jego wysokiego poziomu uroku osobistego. Jedno było pewne - uśmiech nie schodził mi z twarzy. Przy okazji "zapoznałam" innych siatkarzy. W mojej pamięci został ten radosny libero - Igła, który skrzętnie relacjonował wszystkie wydarzenia. Już rozumiem dlaczego Angie chciała jego koszulkę - są podobnie zakręceni. Niczego sobie był też Bartman, czy Winiarski. Jarosz wydawał mi się przeuroczy. Do tego łączył nas kolor włosów. Tak samo z resztą jak w przypadku Zagumnego. Spokój Nowakowskiego mnie rozbrajał. Radość Kurka - pobudzała. Powaga trenera budziła respekt. Mogłabym wymieniać bez końca.
            Poczułam się jak jedna z nich. Zaczynałam już nawet operować nazwiskami! Coraz bardziej ta cała "siatkówka" zaczęła mnie fascynować. Ale i tak największą moją uwagę przykuł ten, dla którego miałam jechać na mecz. Michał wzbudzał we mnie najwięcej emocji. Pozytywnych emocji.
 - Jastrzębski Węgiel w Jastrzębiu Zdroju? Że też na to nie wpadłam! Mam tam ciotkę, świetnie się składa. Zawitamy do niej, a później na halę! To będzie coś pięknego! – zaczęłam skakać na łóżku z radości - Ale, kurde... Oby tylko moja obecność na tym meczu nie ściągnęła wścibskich fotoreporterów, którzy szukają sensacji. Gdybym pojawiła się tam w koszulce Michała zapewne już podejrzewaliby nas o romans... Nie chcę zapeszać. Pójdę tam w zwykłym ubraniu. Ale za to bardzo się odstrzelę, a co! – krzyczałam bacznie przyglądając się sobie w dużym lustrze.
- Na wszelki wypadek zabierz jego koszulkę. Może na koniec udasz jedną z fanek, która pragnie zdobyć jego autograf – podsumowała Dominika. Ta śmieszna konkluzja w połączeniu z niemałą dawką alkoholu sprawiła, że nie mogłyśmy przestać się śmiać.
           Jeju, jak dobrze, że mam Dominikę. Dzięki niej dowiedziałam co nie co o siatkarzach. Plus opracowałam szczegółowy plan działania.
- Oby mnie tylko zauważył – powtarzałam co chwilę. Dominika uspokajała mnie. Stwierdziła, że i tak będę sensacją na tym meczu. Rzadko zdarza się, że jakaś znana osoba pojawia się na tego typu rozgrywkach. Nie wiedziałam co o tym myśleć, radość przeplatała się z niepokojem.
- Będzie dobrze – przytuliła mnie, przekazując mi w ten sposób dawkę pozytywnego myślenia i nadziei…

1 komentarz:

  1. opowiadanie jest naprawdę fajne, nie tylko ze względu na Kubiaka, ale również dzięki świetnej fabule i stylu pisania ;D dzięki za umilanie popołudnia ;)

    OdpowiedzUsuń

Podziel się wrażeniami; powiedz, co chciałabyś przeczytać; daj znać, co jest nie tak; pochwal się swoim blogiem; SKOMENTUJ! :)

Zachęcam.

Co na temat Naranji myślą inni? Przeczytaj! :)

Źródło: http://kibicowelove.blogspot.com/2013/08/konkurs-najlepsze-opowiadanie-2013-roku.html