O blogu.

Co to za historia?

Jest to opowieść o młodej artystce (przez większość ludzi znanej jako Naranja), która w jednym z programów telewizyjnych poznaje Michała Kubiaka. Wraz z tym wydarzeniem zaczyna się jej walka z przeszłością, chęć zapomnienia o nieszczęśliwej miłości i szalona przygoda z siatkówką... A raczej, mówiąc dosadnie - z licznymi siatkarzami.

Początkowo obcy dla niej świat sportu dzięki kontaktowi z Kubiakiem zaczyna niebezpiecznie porywać ją w wir dosyć nieprzemyślanych kontaktów. Przysporzą jej one niemałe problemy.

Krótko mówiąc "Naranja. Jak zakochałam się w siatkówce." to zabawa w poszukiwanie miłości, która tak naprawdę cały czas jest tuż obok i walka o przyjaźń, w której nigdy nie należy się poddawać.

Poznaj opinie o Naranji u dołu strony i oceń sama! :)

14 lutego 2013

Prolog + Rozdział 1 - W fotelu u Kuby Wojewódzkiego.

Czy miałaś kiedyś tak, że zadeptane uczucie całkowicie zwaliło Cię z nóg?
Czy miałaś kiedyś tak, że brak ukochanej osoby oznaczał koniec Twojego małego świata?
Przytaknęłaś, czyli straciłaś miłość.

Czy miałaś kiedyś tak, że na Twoich oczach pękły więzy przyjaźni?
Że straciłaś najwierniejszego kumpla, wsparcie i współpracownika jednocześnie?
Przytaknęłaś, czyli straciłaś przyjaciela.


Czy wydaje Ci się, że takie wydarzenia mogą sprowokować nas do szeregu nieprzemyślanych posunięć?
Czy walka ze wspomnieniami będzie trwać bez końca?
Czy jest na nią jakieś lekarstwo?
W końcu czy nowy świat, nowi znajomi i nowe otoczenie są w stanie usunąć wszystkie problemy? Gdzie szukać owego wsparcia? Czy znajdziemy tam nową miłość?

Jest wiele pytań, bo życie to jedna wielka pogmatwana zagadka. 
Podobnie w przypadku Naranji...


*  *  *

Już odchodzę od zmysłów! Dlaczego Warszawa jest tak potwornie zakorkowanym miastem?! Gdzie ci ludzie jadą?! Niby są problemy z pracą, jest ogólnokrajowy kryzys, karci nas bieda, która aż piszczy, a oni pomykają sobie beztrosko samochodami  przepalając miliony litrów benzyny po bajońskich cenach...

      Głośno i nerwowo wystukując rytm piosenki z mojej ostatniej, już przestarzałej płyty, wolnymi kroczkami przemierzałam jedną z głównych ulic naszej ukochanej stolicy. Nie potrafię się skupić. Nie dość, że JAKIŚ PALANT ZAJECHAŁ MI WŁAŚNIE DROGĘ...

Jak jeździsz, pacanie!?

...to jeszcze jestem potwornie zestresowana. Dziś mój pierwszy poważny wywiad w telewizji po długiej przerwie. Całe szczęście nie będzie on nadawany na żywo. W przeciwnym razie faszerowałabym się meliską i innymi specyfikami, które skutecznie (bądź nie) odepchnęły by na bok moje złe samopoczucie.
Właśnie jadę na nagranie, choć... "jadę" to za dużo powiedziane. Do stawienia się o umówionej porze zostało mi 15 minut, czyli tyle samo, co przewiduje mój GPS na dojazd do studia. Problem w tym, że to czas przeznaczony na poruszanie się po pustych ulicach. Trudno, zaczekają. Nie mają wyjścia...

Cholera jasna, boję się! 
Patka: wdech, wydech. To tylko głupia rozmowa w towarzystwie kamer...

       Czy tak wyobrażałam sobie sławę? Otóż nie. W domu wielokrotnie prowadziłam dialogi sama ze sobą, zadawałam proste pytania i błyskotliwie na nie odpowiadałam, potrafiłam śmiać się ze swoich błędów, opowiadać o swoim życiu towarzyskim, o nowych piosenkach… Teraz mam w głowie pustkę.
Każdemu wydaje się, że bycie popularną to rzecz wspaniała i prosta. Owszem – posiadanie rozpoznawalnej twarzy, uśmiechy przechodniów na ulicach, czy nawet zwykłe rozdawanie autografów to nie lada frajda. Choć przyznam się szczerze, że na początku bardziej cieszyły mnie tego typu rzeczy. Teraz często jest to po prostu męczące. A może się starzeję? Może markotnieję pod wpływem ciążącej na mnie przeszłości?
      Po trzydziestu minutach jakimś cudem dotarłam na miejsce. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie zgubiła się w tym ogromnym, telewizyjnym budynku. Przemierzając zawiłe korytarze, trafiłam na jakąś kobietę rzekomo współtworzącą program, na który się wybieram. Rozpoznała mnie i zaprowadziła do reżyserki.

Niech jej to Bóg w dzieciach wynagrodzi...

- Tak więc to jest nasze studio... W telewizji wygląda na większe, prawda? Tu jest widownia, tu kanapa na której zasiądziesz wraz z drugim gościem, tu masz wodę, tu siedzi prowadzący – opowiadał pospiesznie pan reżyser pokazując przy tym rząd śnieżnobiałych zębów – Kuba pojawi się niebawem. Będziesz drugim gościem. Główny temat waszych rozmów to... - wertował plik kartek zapisanych malutką czcionką - ...twoje rozstanie z partnerem, trochę też wspomnimy o twojej planowanej płycie, no i życiu rodzinnym. To raczej wszystko. Zapraszam teraz tędy. - pospiesznie wymachując rękoma, wskazał na spore, szklane drzwi, za którymi panował niemały harmider.

"Lepszych" tematów sobie nie wyobrażałam... Po raz setny muszę opowiadać o tym draniu! 

- A teraz oddaję Cię w ręce naszej pani Karinki. To profesjonalistka! - reżyser wskazał na młodą, filigranową brunetkę, rozkładającą miliony kosmetyków na drewnianą komódkę przy sporej wielkości lusterku. Kobieta zauważając mnie odwróciła krzesełko w moją stronę, posyłając przy tym równie szeroki uśmiech, co w przypadku pana reżysera.
- Zapraszam, zapraszam.
- Jasne, dziękuję - odwzajemniłam gest, powoli rozsiadając się w niezbyt wygodnym fotelu. Obok siedział już jakiś mężczyzna. Nie zwracałam na niego uwagi, bardziej przejęłam się tym, o czym zaraz będę rozmawiać. Byłam kłębkiem nerwów. Nie tylko dlatego, że się bałam.

Temat mojego byłego, miesiąc po rozstaniu? To zbyt bolesne. 
Trudno, najwyżej obleję Kubę wodą. Już raz przez to przechodził... 

Szczerzyłam się szyderczo do swojego lustrzanego odbicia, podczas, gdy z natłoku myśli wyrwał mnie ciepły męski głos.
- Nie myślałem, że kiedykolwiek będę miał okazję panią poznać. Michał jestem. – nieśmiało przedstawił się prawdopodobnie mój współtowarzysz "wojewódzkiej" niedoli, podając przy tym sporej wielkości dłoń. Mimo wszystko był uroczy. Śmiesznie się krzywił, gdy pani makijażystka nakładała na niego kolejną warstwę pudru.
- Jaka tam od razu pani - wywróciłam oczami - Patrycja, bardzo mi miło. Czyli dzisiaj oboje walczymy z Wojewódzkim? – słowa były zbędne, bo w ramach odpowiedzi uśmiechnęliśmy się do siebie w równie cwaniackim tonie. Taki tajny gest porozumiewawczy.

Czyli jak go zjadają nerwy to jest taką mendą jak i ja? Już mi się podoba!

- Patrycja… - rozmarzył się wzrokiem błądząc po suficie - Ładne imię. Kojarzyłem cię tylko po ksywie artystycznej. Naranja… - po raz kolejny zawiesił głos, by po chwili kontynuować - Co to znaczy?
- To kolor pomarańczowy po hiszpańsku. A że mam rude włosy, znaczy pomarańczowe to postanowiłam to wykorzystać – znużona wielokrotnym tłumaczeniem mojej nazwy odburknęłam niezbyt przyjemnie.

Do cholery jasnej, Patka! Przestań wyżywać się na wszystkich dookoła! 

Nie wiedzieć kiedy w pomieszczeniu ponownie pojawił się pan reżyser. Przynajmniej przerwał tę nerwową atmosferę...
- Dobrze, uwaga! - zawył na cały głos, przez co aż podskoczyłam na krzesełku - Pana Kubiaka zapraszam do studia, natomiast pani Naranja zaczeka na swoją kolej. Może pani usiąść w tym korytarzyku... - wskazał na jakąś klitkę z fotelem i telewizorem - ...i oglądać to, co za chwile będziemy nagrywać.

Kubiaka? – w głowie zaświeciła mi się czerwona lampka - Skądś znam to nazwisko!

- Niestety to ja idę na pierwszy ogień - wchodząc mi w pół myśli, zerwał się z miejsca  wzdrygając ramionami. Zazdroszczę mu. W końcu mógł opuścić miejsce make-up`owych tortur - Przynajmniej nie będziesz sama, jak będzie cię atakował pytaniami.
- Właśnie dlatego, że działasz w osamotnieniu... - podniosłam do góry zaciśnięte piąstki - ...trzymam kciuki za twoją rozmowę.
- Nie dziękuję - puścił mi oczko, posyłając piękny uśmiech - Do zobaczenia!
Mówiąc to zniknął za ścianą, schodząc do studia jak na ścięcie.  

Każdy się boi tego Wojewódzkiego?!

       Chcąc nie chcąc po zakończonym makijażu udałam się do wcześniej wspomnianego korytarza i zasłuchałam w ich małej wojence. Zauważyłam, że nieustannie wspominał o siatkówce. No i przypomniało mi się! Moja siostra i przyjaciółka kochają tę dyscyplinę, toteż trochę naoglądałam się z nimi meczów... To stąd znam jego nazwisko!

Przyjmujący z numerem 13, tak zwany "Dzik", co poleciał na żołędzie... 
Niee, nie "na"! "W" żołędzie, idiotko!

Mimowolnie zaczęłam się śmiać na głos, przez co jeden z panów reżyserów ściął mnie nieprzychylnym wzrokiem.  

Ej, no! Każdemu się zdarzy, jak sobie coś przypomni!  

Skrzywiłam się, pokorniejąc jak na zawołanie.
       A co najbardziej przykuło moją uwagę w tej rozmowie? Z ich dyskusji wynikało, że grał, gra i grać będzie, że pomieszkuje gdzieś w okolicach Jastrzębia - mam tam rodzinę(!) - i przede wszystkim... jest w podobnej sytuacji co ja. Zdradziła go dziewczyna, po długoletnim związku został sam. Kurczę, nawet nie wie, jak mu współczuję. Nawet nie wie, że mam tak samo…
       Nie zauważyłam, jak jego wywiad dobiegł końca. Szalony pan reżyser po raz kolejny wziął mnie z zaskoczenia i również po raz kolejny wzdrygnęłam się słysząc jego donośny głos.
- Pani Patrycjo, za chwilę usłyszy pani swoją zapowiedź - poprawił mały mikrofonik przy policzku - Gdy światła rozbłysną i usłyszy pani muzykę należy pokierować się wzdłuż korytarza. Będzie pani widziała Kubę na końcu. Proszę wejść energicznie, proszę pokazać, że jest pani radosną osobą!

Taaa, energicznie, radosną… No nic, podniosłam rękawicę, teraz muszę powalczyć.  

Przytaknęłam na odczepne i skierowałam się we wskazane miejsce. Stąpając nerwowo z nóżki na nóżkę przysłuchiwałam się słowom Kuby Wojewódzkiego.
- Moim kolejnym gościem jest podopieczna drugiego show TVN, które również miałem przyjemność prowadzić. Ba! Miałem przyjemność być ojcem jej wspaniałego sukcesu. Gdy razem ze Laurą Przybylską doszła do finału nie zakładałem, że go wygra. Wiedziałem natomiast, że jej wspaniały głos zostanie doceniony. Jest na scenie od 2 lat i doczekała się światowej kariery. Przed państwem... – wskazał ręką w moją stronę - ...Naranjaaaa!
       Słyszałam oklaski z okrzykami w tle. Przez chwile zamroczył mnie ogrom tego przedsięwzięcia, ale ruszyłam żwawo do studia. Wesoło maszerując, szczerzyłam się do jadącej przede mną kamery. Kątem oka widziałam, jak Michał siedział już zrelaksowany po drugiej stronie kanapy. Przywitałam się najpierw z publicznością, kłaniając się w pół, później z obojgiem panów przez podanie ręki. Przerażona rozmachem i tempem programu usiadłam, rozglądając się dookoła. Muzyka ucichła, a Kuba przeszywając mnie wzrokiem rozpoczął swą przywrednawą śpiewkę.
- Fajna jest, nie? – zagajał do Michała. Ten jedynie uśmiechnął się przytakując.
- Najlepsze jest to, że też jest samotna. – Kuba coraz bardziej się rozkręcał puszczając oczko do Kubiaka – Powiem więcej: oboje znajdujecie się w podobnej sytuacji życiowej. Kariera dopiero się rozkręca, jesteście młodzi, na koncie macie konflikt z najlepszymi przyjaciółmi i nie macie partnerów…
-Drogi Jakubie, prowadzisz jakiś rejestr, gromadzisz informacje na temat naszego  życia, założyłeś nam teczki? – przerwałam mu nerwowo.
- Bardziej bawię się w swata - założył nogę na nogę, bujając się przy tym na boki.
- W takim razie wspominanie o KONFLIKTACH... - podkreśliłam wyraźnie ostatnie słowo - ...na niewiele się zda. Prosiłabym, abyś nie brnął w ten temat.
- Dlaczego? - nachylił się w moją stronę, na pozór niewinnie trzepocząc rzęsami.
- Bo... - przygryzłam dolną wargę spoglądając mu niepewnie w oczy - ...najzwyczajniej w świecie nie życzę sobie tego. Stało się, trudno. Nie chcę wymierzać w stronę Laury medialnych ciosów.
- No dobra, zostawmy może Laurę... - Kuba uniósł wzrok do góry, zawieszając na moment swój głos.  

Nie wierzę. Odpuścił?  

- Szczerze mówiąc jeszcze nigdy mój program nikogo nie połączył. Nie wydaje wam się, droga Patrycjo i drogi Michale, że byłoby to ciekawe? – coraz bardziej ironizował, przez co czułam się skrępowana. Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć.  

Wiedziałam, że tak będzie! Wejdę do studia, palnie głupim tekstem, zamuruje mnie i wyjdę na idiotkę...

- Nie wolałbyś pogadać o mojej płycie? - zapytałam niepewnie.
- Ale ja wiem wszystko o Twojej płycie! - machnął ręką zaglądając w kartki - Powiedz mi lepiej, co zrobiłaś, że ten Twój chłopak cię zostawił? – wydawał się być coraz bardziej nachalny, a we mnie, aż wrzało. Kolejna trudna, prywatna sprawa. Nic komu do tego! A Kuba… cóż, Kuba dalej męczył.
- Czytałem, że byliście ze sobą szmat czasu, zrywaliście i wracaliście, ale co najlepsze był to biedny facet, po zawodówce, z peryferii... Albo nie, powiem inaczej! Nie bójmy się używać takich słów! Z... zadupia. - wyraźnie wczuł się wypowiadając ostatnie słowo, a widząc, że nie palę się do odpowiedzi i przeszywam go jedynie złowieszczym spojrzeniem nakręcał się dalej - Uważasz, że warto jest dwa razy wchodzić do tej samej rzeki?
- Uważam, że moje życie prywatne to moja sprawa. Nie chcę, żeby ludzie oceniali mnie po tym, jak żyję, a po tym jaką tworzę muzykę. Tak, byłam z nim kilka ładnych lat. Nie, nie żałuję tego. Jeżeli przez choć chwilę, potrafił uczynić mnie szczęśliwą to było warto. A to, że mu się znudziłam i nie potrafił długo wytrwać w związku… - wzdrygnęłam ramionami - Cóż, tacy są faceci.
- Nie prawda... – przerwał mi Michał, na co Kuba aż podskoczył na fotelu – ...ja jestem facetem i wiem, że nie potrafiłbym postąpić tak, jak to zrobił ten twój były. Trafiłaś na nieodpowiednią osobę, podobnie jak i ja. Zaangażowałem się w długi związek, co jak widać zupełnie mi się nie opłaciło. A poświęcałem się i chciałem się poświęcać. Teraz też mógłbym powiedzieć, że wszystkie kobiety są takie same, że każda zdradzi, że nie ma co sobie zaprzątać wami głowy. Nie potrafię was wrzucić do jednego worka bo… - zmieszał się, gładząc się po brodzie - ...bo jak ciebie słucham to wiem, że są ludzie... Że są kobiety, które myślą podobnie do mnie.
Nastała długa, krępująca cisza. OCZYWIŚCIE przerwał ją Wojewódzki, który po raz kolejny tkwił z nosem w scenariuszu.
– Michale, widzę, że jesteś specjalistą od złamanych serc. Poza tym potrafisz przekonać kobietę do swojego zdania, bo nam zamilkła... - spojrzał mi w oczy prześmiewczo - To cud!
- Jesteś specjalistą? To świetnie. Wymienimy się numerami telefonu po nagraniu. – mrugnęłam okiem do Michała, chcąc jak najszybciej zakończyć ten temat. Kuba nie mógł usiedzieć na fotelu zastanawiając się, jak nam jeszcze dogryźć.
- Postawię wam ciacho w kawiarni na dole, gołąbeczki! - zaczął drwić z całej tej sytuacji. Odpowiedzieliśmy na to uśmiechem.
- Dobra, czytaj co tam dalej w tych notateczkach masz... - pomachałam palcem przy programowej podkładce ze scenariuszem - Ja do końca byłam przekonana, że te wszystkie teksty z programu kreujesz sam. Chyba byłam naiwna, prawda? - uniosłam jedną brew do góry, przez co powiatowy trochę się speszył.
- Oj tam, no. Każdy potrzebuje pomocy z zewnątrz.
- Brakuje ci pomysłów? Brak jakiejkolwiek kreatywności? - drążyłam temat.
- Przyszło takie rude, wredne i od razu musi wypaplać wszystkie tajniki programu... - zakłopotany podrapał się po głowie, a sala wybuchła śmiechem.
        I tak zleciało nagranie. Opowiedziałam o swoich planach na kolejną płytę, o tym, że póki co najważniejsze są dla mnie studia, które rozpoczęłam i stąd wzięła się przerwa w rozwoju kariery, że załatwiłam sobie współpracę z kilkoma światowymi zespołami... Atmosfera do końca rozmowy rozluźniła się do tego stopnia, że czułam się jak u siebie. Nie chciałam wychodzić ze studia. Tak już mam, że muszę się rozkręcić w rozmowie, bo na początku jakoś dziwnie stawiam opór.
       Na koniec każde z nas przygotowało prezent na aukcję. Michał przyniósł trzy swoje koszulki. Dostałam jedną z nich. Nie mam pojęcia o co chodzi z tym "Jastrzębskim Węglem", ale skoro z tyłu widnieje jego nazwisko... to chyba jakaś drużyna siatkarska? Mniejsza z tym, pamiątkę chętnie przyjmę, będę miała w czym spać. Ja natomiast przekazałam swoją pierwszą płytę z autografem. Po sowitych brawach od publiczności i podziękowaniach od reżyserów wybiegłam z budynku. Przy drzwiach zatrzymał mnie Michał.
- Mam nadzieje, że ta wymiana numerów dalej aktualna? - krzyczał przez cały korytarz.
- Wybacz, całkowicie wyleciało mi z głowy. Spieszę się na jeszcze jedno nagranie, a nie pamiętam swojego numeru. Podaj mi swój, odezwę się niebawem... - pospiesznie wyciągnęłam komórkę, szukając opcji do zapisania numeru. Uradowany Misiek podyktował mi go.
- Mam nadzieję, że mnie nie wystawisz i jeszcze kiedyś się spotkamy! - na te słowa gorąco mi się zrobiło na sercu. Był tak uroczym stworzonkiem, że nawet zaczęłam pałać do niego sympatią. Zwłaszcza za tę serię szyderczych uśmieszków podczas nagrania.
- Spokojnie, nie ma takiej opcji. Masz moje słowo! - uśmiechnęłam się.
       Czas mnie gonił. Pożegnałam się i pobiegłam do samochodu - już byłam spóźniona! Jeszcze na moje nieszczęście daleko zaparkowałam... Odbyłam nie mały maraton na szpilkach.

Był fajny. Uroczy. Nawet przystojny... Patka, nie myśl nawet w ten sposób! Masz tyle pracy... Nie możesz zawracać sobie głowy jakimś facetem!  

Całą drogę myślałam o tym nagraniu i o siatkarzu. Właściwie to biłam się z tymi myślami. Wtem przypomniałam sobie, że miałam zadzwonić do swojej przyjaciółki, Dominiki. Sięgnęłam do torebki po telefon i nie znalazłam go. Zanim ruszyłam, postanowiłam wysypać całą zawartość na siedzenie pasażera, żeby upewnić się, czy aby na pewno dobrze sprawdziłam. Dalej nic.
No nie!  - oparłam głowę o kierownicę - Kolejny w tym miesiącu... nie oduczę się tego gubienia telefonów.
Chwilę później, po małym lustrowaniu wydarzeń w mojej głowie z impetem uderzyłam rękami o kierownicę.

 Cholera! Przecież obiecałam mu, że się odezwę!

4 komentarze:

  1. dopiero gdy padło nazwisko Wojewódzki, skapnęłam się, że to chodzi o tego Kubę xd
    fajnie się zapowiada :)
    pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie się zapowiada. Czekam na dalsze części . ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na kolejne rozdziały. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dopiero dołączyłam :) super się zaczęło :D a więc nadrabiam nadrabiam xD

    OdpowiedzUsuń

Podziel się wrażeniami; powiedz, co chciałabyś przeczytać; daj znać, co jest nie tak; pochwal się swoim blogiem; SKOMENTUJ! :)

Zachęcam.

Co na temat Naranji myślą inni? Przeczytaj! :)

Źródło: http://kibicowelove.blogspot.com/2013/08/konkurs-najlepsze-opowiadanie-2013-roku.html