- Daj spokój, w życiu się tak nie bałam... Nawet wtedy, kiedy brałam udział w tym całym zamieszaniu. - wydukałam, kiwając głową w stronę równie zestresowanych uczestników - Wtedy faktycznie mogło się zdarzyć wszystko, ale miałyśmy przeczucie, że nasza kariera mimo porażki może nabrać tempa. Nie liczyłyśmy, że zajdziemy tak daleko więc uważałyśmy to za ogromny sukces. A teraz? Teraz byłam pod presją zrobienia czegoś nowego, czegoś od siebie. Tak naprawdę od jednej piosenki zależało moje istnienie na scenie. To jak być, albo nie być. Zużyłaś się, albo dalej stać cię na piosenki z klasą...
- I pokazałaś klasę, skarbie. - wszedł mi w słowo i objął czule, pozwalając tym samym upuścić wszystkie złe emocje - Powróciłaś w wielkim stylu. Tak robią najlepsi!
- Wiesz coś o tym? - zachichotałam wtulając się w jego bok. Powoli zaczynałam rozumieć, że nigdy nie należy się poddawać, bo wszystkie marzenia są na wyciągnięcie ręki. Jeżeli czegoś pragniemy z całego serca i również całym sercem dążymy do tego celu - wygramy. Bo wygraną powinna być dla nas sama próba osiągnięcia celu. Wytrwałość w jego zdobywaniu. Hart ducha.
- Gratuluję, niezły kawałek. Pokazałaś w nim kawał głosu. - mamrotnęła ledwo słyszalnie postać, która ni stąd ni zowąd pojawiła się obok mnie - Zaśpiewałaś tak, jak dawniej my, razem...
Zamurował mnie ten sentymentalny powrót do wspólnej przeszłości. Nie spodziewałam się tego po Laurze tym bardziej, że pewność siebie, którą emanowała jeszcze miesiąc temu przekraczała wszelkie granice przyzwoitości. Była tysiąc metrów nade mną i milę przede mną, jeśli mowa o istnieniu na scenie.
- Też czułaś ten dreszczyk emocji? - wysiliłam się na naturalność rodem z dawnych czasów. W głębi duszy chciałam naprawić nasze relacje. Czułam, że czas zagoił wszystkie rany powstałe w naszej walce.
- Było inaczej. - uniosła jeden kącik ust ku górze, a mnie zrobiło się ciepło na sercu - Tłumy na sali nie robiły już takiego wrażenia, co kiedyś.
- Kiedyś stałyśmy tam razem. To był nasz pierwszy raz na scenie, może to dlatego...
Po tych słowach nastała jedna, wielka niezręczna cisza. Popatrzyłyśmy na siebie, delikatnie drgając wargami. Żadna z nas nie odważyła się niczego powiedzieć. Żadna nie chciała przyznać się do swoich uczuć.
Za ostatni grosz kupię dziś chociaż cień tamtych dni...
- Chciałabym z tobą poważnie porozmawiać. - przerwała milczenie - Mam ci sporo do opowiedzenia, a jeszcze więcej do wyjaśnienia.- Wiesz co... - na te słowa mój głos zadrżał niespokojnie. Próbowałam to ukryć przegrzebując torebkę, w zasadzie sama nie wiem dlaczego. Chciałam zrobić wszystko byleby teraz nie patrzeć jej w oczy, bo na samą myśl o tej trudnej rozmowie podskakiwało mi ciśnienie. Minęło trochę czasu, nim trzęsącymi się rękoma wygrzebałam jakąś obskurną karteczkę, na której szybko zapisałam swój numer telefonu - Za niecały miesiąc wpadam do rodziców na dłużej. Może umówimy się wtedy na kawę?
- Za miesiąc? - powtórzyła ledwo słyszalnie, delikatnie wzdychając - Szkoda, że muszę tak długo czekać...
- Sama widzisz, że tu nie ma warunków do rozmowy. - brutalnie weszłam jej w słowo, szybko gryząc się w język. Walcząc z rozchwianymi emocjami pospiesznie chwyciłam Michała za rękę, aby poczuć się pewniej. Ten zacisnął ją trochę mocniej dodając mi otuchy. - Niestety tuż po programie szybko uciekamy do domu, żeby spakować rzeczy i rano dotrzeć na lotnisko...
- Jedziecie na wakacje? - usłyszałam jej równie drżący głos. Brzmiał tak, jak gdyby miała się za moment rozpłakać.
- Tak, w końcu! - uśmiechnęłam się pod nosem, wzrokiem błądząc za rękami, które po raz kolejny walczyły z wnętrznościami torebki - Czas odpocząć po tej studyjnej harówce.
W tym samym czasie poczułam, jak Michał delikatnie zaczął wbijać mi paluchy w bok. Chciałam skarcić go wzrokiem, ale gdy ujrzałam jego delikatnie zdezorientowaną minę, szybko przeniosłam spojrzenie na obiekt jego zainteresowania. Na Laurę.
- Nie, sorry, przepraszam... - wydukała, na szybko ocierając pojedyncze łezki - Nie przejmujcie się mną.
- Ale coś się stało?
- Po prostu nie mogę uwierzyć, że znowu ze sobą rozmawiamy. - przerwała mi pospiesznie, niezbyt przekonująco tłumacząc się ze swojego stanu - Tęskniłam za tym.
- Mnie też jest bardzo miło... - nie bardzo wiedziałam co odpowiedzieć, sytuacja ta wykraczała poza wszelkie moje wyobrażenia.
To ostatnia osoba, która chciałaby zakopać topór wojenny. Nie znałam bardziej upartej kobiety niż ona, ale ta upartość pozwoliła jej przetrwać na scenie i w świadomości słuchaczy.
Nie wyglądała jednak na osobę, która chce się odegrać... Z resztą - swoje w tej kwestii już zrobiła. W tej chwili o wiele bardziej przypominała kogoś, kto potrzebuje pomocy, wsparcia. Przypominała człowieka, któremu zawalił się cały świat.
Jaki jest wynik gry? Nie wiem, nie pytaj mnie.
Jak na imię tej grze? Tego nie wiem już też.
Czułam się nieco ograniczona. Ból przez nią zadany na zmianę z wielkim poczuciem empatii uderzał we mnie z każdą sekundą patrzenia w jej czarne oczy. Nie wiedziałam, jak reagować, nie wiedziałam co mówić... Podałam jej jedynie dłoń na pożegnanie. Stchórzyłam.- Do zobaczenia wkrótce.
- Oby... - westchnęła, a moje serce zadrżało. Chyba dalej pałałam do niej przyjacielską miłością.
W Warszawie czekał na nas bezpośredni samolot do Serbii. To właśnie tam mój wybranek zażyczył sobie odpoczynku, w dalszym ciągu nie ujawniając mi nazwy miejscowości, do której się wybieraliśmy.
No dobra, lubię niespodzianki, ale tylko te, o których nie wiem do samego końca. W przeciwnym razie jestem w stanie wywiercić komuś dziurę w brzuchu, byleby wyciągnąć od niego choć trochę informacji.
- Daj mi spokój! - Michał zaplótł swe ręce na piersiach, mocno przymykając powieki - A teraz idę spać!
- Ale Misiek... - jęknęłam słodko - Ja muszę wiedzieć. Powiedz mi, proszę!
- I tak już wiesz za dużo.
- Cóż za wredne tablice informacyjne na lotnisku, zdradziły mi gdzie lecimy! - ironizowałam, wywracając oczami - Daj spokój, dobrze wiesz, że nie byłbyś w stanie tego przede mną ukryć. I na dworcu i na lotnisku i gdziekolwiek indziej...
- Mogłem ci zawiązać oczy i przy okazji zatkać te śliczną buźkę. - skrzywił się we śnie, co jeszcze bardziej mnie podirytowało.
- Michał! - warknęłam cichutko, na co odpowiedział tym samym.
- Przestań jęczeć!
- A jak cię ładnie przekonam? - wymruczałam mu do ucha, wkładając łapkę pod koszulkę i delikatnie łaskocząc go po ładnie wyrzeźbionym brzuchu.
- Tutaj, w samolocie? - momentalnie się przebudził, spoglądając na mnie ponętnym, lecz nieco zaspanym wzrokiem.
- Nie tutaj, głuptasie! - zarumieniłam się na te słowa - Na miejscu, w Serbii. Tam, no... Gdzie to jedziemy?
- Marny podstęp myszko, niczego się nie dowiesz. - pstryknął mnie w nos, słysząc moje pytanie - A teraz żyj w słodkiej nieświadomości, gdyż albowiem idę spać.
- Menda. - zacisnęłam usta w geście obrazy i momentalnie odwróciłam wzrok za szybę samolotu.
- Też cię kocham. - pogłaskał mnie po kolanie i oddał się słodkim objęciom Morfeusza.
Dolecieliśmy. Po deszczowym pożegnaniu z naszym krajem czekał na nas upalny, południowy klimat. Trzeba przyznać, że skutecznie udało nam się uciec od typowo wiosenno-letniej, polskiej pluchy. Po ostatnich, lotniskowych formalnościach, szybko wypakowałam z jednej z toreb lżejsze ubranie, a pobliska toaleta, posłużyła mi za przebieralnie. Upał był nie do wytrzymania!
- To teraz dowiem się, gdzie spędzimy najbliższe kilka dni? - zapytałam Michała, gdy ten też zdążył przebrać się w lżejsze ciuszki.
- Tak skarbeczku... - przycisnął mnie do swego boku, pokazując jedną z ulotek wynajętego przez niego biura podróży. Było na niej widać sporej wielkości hotel, z którego rozpościerał się widok na jedną z wysepek pełnych wakacyjnych atrakcji.
- To tu? W Belgradzie? - zmarszczyłam brwi w geście zadumy. Dam sobie rękę uciąć, że gdzieś już widziałam to miejsce!
- Nie podoba ci się? - zapytał, niepewnie na mnie spoglądając.
- Proszę cię... - skarciłam go wzrokiem - Jest ok, absolutnie nie narzekam...
- Super, w takim razie w drogę! - zaczął pośpiesznie zbierać nasze bagaże, jakby w ogóle nie przejmując się moim zdaniem - Zostawimy manatki i od razu uciekamy na miasto!
- Naprawdę ci się chce? - jęknęłam, spoglądając na niego z niedowierzaniem. Byłam trochę senna, a to w połączeniu z upałem jest dawką całkowicie usypiającą.
- Szkoda czasu! - uśmiechnął się szeroko, jedynym wolnym palcem chwytając mnie za dłoń i ciągnąc za sobą - Tylko szybko, póki jest wolna taksówka!
Cały dzień - tyle zajęło nam zapoznawanie okolicy. Baraszkowaliśmy po kawiarenkach w poszukiwaniu lodów, których wsunęliśmy kilka porcji, przeglądaliśmy jeden z targów, na którym kupiłam sobie kolejny fajny ciuszek, szukaliśmy ciekawych klubów, gdzie będziemy mogli zarywać kolejne noce... Nic dziwnego, że po powrocie do hotelu padałam z nóg.
- Tego mi było trzeba! - westchnęłam, stojąc w łazienkowych drzwiach i wycierając się po chłodnym prysznicu. Na ten widok Michał rzucił się w moją stronę, obejmując mnie od tyłu.
- Pół godziny taplania się w wodzie to marzenie każdej kobiety... - prychnął, szybko zmieniając temat - Może za jakąś godzinkę pójdziemy na dach hotelu, żeby zobaczyć śliczny zachód słońca nad Dunajem? - wyszeptał mi do ucha. Nie spodziewałam się po nim takiego przypływu romantyzmu... I szczerze mówiąc węszyłam w tym jakiś podstęp. Takie propozycje? Sam od siebie? Niemożliwe!
- Oooo, jakiś ty romantyczny... - posłałam mu całusa w powietrzu, szeroko się przy tym uśmiechając - Jeżeli do tego czasu nie zasnę to z miłą chęcią!
- W takim razie ubierz się jakoś seksownie i... - zaczął dotykać palcami moich nagich pleców, delikatnie całując szyję.
- I? - przygryzłam ponętnie wargę, śledząc jego poczynania.
- I tam czeka na ciebie dalsza część niespodzianki. - na zakończenie pocałował mnie czule w ramię, sprytnie zajmując mnie swoim spojrzeniem do czasu, aż nie schował się za drzwiami łazienki.
- Już nie mogę się doczekać... - uśmiechnęłam się pod nosem, po chwili bijąc pięściami w drzwi do toalety - Ale nie chowaj się, tylko powiedz mi o co chodzi!
Dwudzieste, dwudzieste pierwsze, dwudzieste drugie... Przeciążona winda ledwo niosła nas na wyżyny naszego hotelu. Przeskakując z nogi na nogę i obciągając krótką sukienkę pod wpływem rozochoconego spojrzenia jednego z "podróżujących" z nami arabów zaczęłam żałować tego miśkowego przypływu romantyzmu. Wywracając ostentacyjnie oczami odwróciłam się w stronę lustra, żeby powalczyć ze swoją niesforną grzywką, jednak nic nie pomogło mi uciec od jego żałosnego spojrzenia. Cały czas wędrował wzrokiem po moim ciele, oblizując się przy tym obrzydliwie. Miałam ochotę trzasnąć go w twarz, a następnie zapaść się pod ziemię... Na szczęście Michał w porę zauważył moje skrępowanie. Pewnie objął mnie swym ramieniem, przy okazji karcąc nachalnego amanta nienawistnym spojrzeniem. Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, widząc groźną minę Kubiego i zdezorientowany wyraz twarzy mojego podrywacza.
Kiedy dotarliśmy już na ostatnie piętro przy samych drzwiach przywitał nas kelner z dwoma kieliszkami wina. Michał skinął głową dziękując mu za usługę i podał mi jeden z kryształów. Gdy zostaliśmy już sami uśmiechnął się do mnie patrząc mi głęboko w oczy i bez słowa obijając brzegi kieliszków, przyciągnął nasze ciała ku sobie.
- Jesteś najwspanialszą i najpiękniejszą kobietą na ziemi. Wypijmy twoje zdrowie. - powiedział z powagą, po chwili maczając swoje usta w czerwonym trunku. Na te słowa zarumieniłam się i nie do końca wiedząc co mam robić, zaczęłam powielać jego ruchy.
- Nasze zdrowie. - wtrąciłam opierając swoje usta o zimne szkło, na co Michał uśmiechnął się szeroko.
- W takim razie zdrowie państwa Kubiaków! - uniósł kieliszek ku górze i po drugim toaście szybko chwycił mnie za rękę prowadząc przez oszklony korytarz. Piękna sala, oświetlana przez promyki zachodzącego słońca sprawiała, że na moim ciele pojawiły się dreszcze. Od tej pory już kompletnie nie wiedziałam co mnie czeka.
- Teraz zajmiemy bardzo fajne miejsce z widokiem na wysepkę, na zachód słońca i na jedno z ważniejszych wydarzeń w mieście. Proszę cię tylko, żebyś zachowywała się bardzo cicho.
Przytaknęłam niemo na te słowa starając się nie obijać szpilkami szklistej podłogi. Teraz już na poważnie zaczęłam się bać się tego co zobaczę. Michał nigdy nie był taki tajemniczy.
Dotarliśmy do małego, ślicznie zastawionego stoliczka. Za oknem, w oddali, fale Dunaju odbijały pomarańczowe promyki słońca, przez co widać było jedynie kontury budynków i spacerujących wczasowiczów. Będąc pod zupełnym wrażeniem przyglądałam się na zmianę i Michałowi i prześlicznym widokom, powoli usadawiając się na swoim miejscu.
- Pani pozwoli... - mój ukochany szarmancko podsunął mi krzesło, po chwili siadając naprzeciwko mnie.
- Michał, tu jest cudownie. - westchnęłam, mocno chwytając go za rękę z podniecenia.
- A to jeszcze nie koniec... - mrugnął do mnie okiem, podając kartę dań - Wybierz coś dla siebie, tylko szybko, bo zaraz zacznie się seans.
Przymrużyłam podejrzliwie oczy, po chwili zamawiając u tego samego, przemiłego kelnera jedno z dań. Gdy zniknął już w oddali, Michał zebrał się w sobie, powodując u mnie jeszcze większe bicie serca.
- Myślę, że to najlepszy moment, żeby zacząć... - wyszeptał tajemniczo, uśmiechając się szeroko - Spójrz w dół.
Z lekkim strachem zerknęłam na wielki taras, na którym znajdował się hotelowy basen. Tuż przy nim stał identycznie zastawiony stoliczek na którym czekało danie główne i mnóstwo świec. Po kilku sekundach zmierzała ku niemu para. Ona, ubrana w śliczną, pastelowo - żółtą sukienkę, która idealnie podkreślała jej opaleniznę i kruczoczarne włosy... I on, ubrany w koszulę z podwiniętymi rękawami, które odsłoniły kilkanaście bransoletek. To dzięki nim zidentyfikowałam owych osobników.
- Jezu... - szepnęłam pod nosem uświadamiając sobie skąd znam to miejsce, skąd znam tych dwojga i czego za chwilę będę świadkiem - ...to Dominika i Michał. Ale oni przyjechali tu, żeby... - w gardle stanęła mi wielka gula. Byłam potwornie szczęśliwa, że mogę zobaczyć oświadczyny moich przyjaciół z bliska.
- Na własne oczy zobaczymy, jak rozpoczyna się historia państwa Łasko. - wtrącił Michał, chwytając mnie mocniej za rękę. Miałam ochotę krzyczeć ze szczęścia.
- To najcudowniejsze, co mogło mnie w tej chwili spotkać... - powstrzymując się od łez, podeszłam pod swojego ukochanego, żeby bardzo mocno go przytulić - Dziękuję.
Siedząc na kolanach Michała powoli uspokajałam emocje i upajałam się widokiem szczęśliwych zakochanych. Siedzieli naprzeciwko siebie, zajadali się owocami morza i cieszyli się rozmową, której nie było końca. Cały czas śmiali się, żartowali... Nie porzucali przy tym atmosfery miłości ani na moment. A my? My siedzieliśmy wtuleni w siebie kołysząc się z boku na bok, cały czas próbując podchwycić choć maleńki fragment ich zawziętych konwersacji.
- A co jak Domi powie "nie"? - wyszeptał Misiek, powodując u mnie maleńki dreszcz emocji.
- Nie krakaj, głupku. - warknęłam mu do ucha - Wątpię, żeby nie chciała. Jest z nim szczęśliwa, kocha go ponad życie, spodziewają się dwóch małych Łasków... Czego chcieć więcej?
Na te słowa Michał spojrzał na mnie rozmarzonym wzrokiem, uśmiechając się delikatnie.
- A ty byś się zgodziła?
- Jak zapytasz to się dowiesz! - beztrosko poczochrałam go po głowie, na co podniósł nas z miejsca i uklęknął przy mnie powoli. Miałam nogi jak z waty. Za dużo tych emocji jak na jeden wieczór.
- Patrycjo...
- Nie wygłupiaj się! - mój głos zadrżał, a wzrok przeniósł się na Michała i Dominikę, którzy tkwili w tej samej pozycji - Boże, u nich też się zaczęło!
- Cholera... Ściągaj obcasy, zbiegamy na dół!
Po małym maratoniku po hotelowych korytarzach dotarliśmy do wyjścia na basen. Tam czekał na nas personel, który podał nam lekko rozkręconego szampana i cztery kieliszki. Czekaliśmy tylko na to, aż Michał założy Dominice pierścionek i będziemy mogli wejść z przytupem, radując się ich szczęściem. Para spokojnie spoglądała sobie w oczy, wykonując bardzo delikatne ruchy. Wyglądało to tak, jakby bali się, że spłoszą siebie nawzajem. Ona delikatnie skinęła głową, on nałożył jej pierścionek i ucałował w dłoń, ona objęła jego twarz i musnęła wargi... Razem z ekipą kelnerów z zapartym tchem przyglądaliśmy się temu wydarzeniu, cały czas będąc w ukryciu. Pod koniec zdradził nas jeden chłopak, który nieśmiało zaczął bić brawo. W ślad za nim poszła cała ekipa. To był znak, że musimy wejść do gry.
Michał jak szalony zaczął oblewać ich szampanem, ja natomiast najgłośniej jak się dało odśpiewałam "sto lat". Para skrzętnie chowała się w swoich objęciach przed szalejącym Kubiakiem, śmiejąc się w głos i od czasu do czasu muskając swe usta ze szczęścia.
- Kochanie, szykuj kieliszki na resztki szampana! - pod koniec szampańskiego deszczu, zadowolony Kubi lekkim krokiem skierował się w moją stronę.
- Widząc ile tego zostało, piszę się jedynie na zlizywanie resztek z mojej ukochanej. - wywrócił oczami Łasko, uśmiechając się pod nosem z wyczynów przyjaciela.
- Nie wnikamy co będzie się u was działo dziś wieczorem! - Kubi uniósł ręce w poddańczym geście, odstawiając na bok pustą butelkę.
- Bez obaw, więcej małych Łaskosiów nie będzie. - prychnęła Dominika, puszczając nam oczko - Ale Kubiaczkami nie pogardzimy!
- Jak spełnimy się rodzicielsko przy waszych, to pomyślimy. Póki co możemy potrenować robienie dzieciaków na sucho... - poruszał brwiami Kubiak, ostentacyjnie klepiąc mnie po tyłku. Po głośnym parsknięciu Miśka Łasko, pokręciłam głową z zażenowania.
- Ty tylko o jednym... - zmrużyłam oczy z zażenowania i nie zważając na nic podeszłam pod świeżo upieczonych narzeczonych - Gratuluję wam z całego serca!
- Czekamy na weselicho! - Misiek przystanął przy mnie, przepraszająco mnie obejmując.
- A my czekamy na waszą kolej... - prychnęli wraz, po czym rzuciliśmy się sobie w ramiona po raz kolejny gratulując tak wielkiego szczęścia.
Srebrników garść przekonała nas, że kiedy dają - to brać.
Każdy głupi to wie.
Wczoraj niewinni tak, dzisiaj pionki w grze;
Wczoraj błękitny wiatr, dzisiaj duszny, zły sen.
Naranjowa twórczość numer 23:
Budka Suflera - Za ostatni grosz.
I jeszcze maleńka prywata: pozdrawiam mojego najwspanialszego i jedynego Miśka na ziemi, który czasem tu zagląda <3
| Ask | Siedem dni między nami było... | Twitter |